Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
Wątek zamknięty
Prolog.
Ruszył. Sam. Kompletnie sam. Nie miał zamiaru nikogo narażać. Musiał to zrobić po swojemu. Wyszedł w środku nocy, bez pożegnania, bez niczego. Zostawił Kiare, Nike, Kodiego…
Kovu mechanicznie potrząsnął głową. Przecież wiedział, że wróci. Zamierzał…
Biegł przed siebie najszybciej jak umiał. Czekało go spotkanie z przeznaczeniem.
Z przeznaczeniem, którego nie chciał. Odkąd pokochał Kiare chciał inaczej żyć.
Zmienił stado, nie chciał mieć już nic wspólnego z wyrzutkami. Z Zirą. Ze Skazą…
Jednak jego matka , jak i przybrany ojciec zostawili mu kilka niespodzianek w postaci lwów chcących zemsty. A jako, że żadne z wyżej wymienionej dwójki nie żyło lwy postanowiły zemścić się na przyszłym królu Lwiej Ziemi i jego siostrze. Kovu nie chciał narażać Vitani, oprócz tego wiedział, że jeśli on nie zmierzy się z `złymi` lwami to uderzą na Lwią Skałę, a wtedy… wolał nie myśleć. Na razie chciał się dowiedzieć co jego rodzicielka z kochankiem zrobili i wywalczyć coś siłą dyskusji.
Zatrzymał się i spojrzał wokół. Dostrzegł mały wodopój. Podbiegł do niego z zamiarem napicia się. Spojrzał w tafle wody. Zobaczył tą samą czarną grzywę, zielone oczy i bliznę na lewym oku. W powolnym tempie odwrócił się i zaczął na powrót biec.
Tak naprawdę nie wiedział gdzie spotka swoich przeciwników. Bardziej bał się, że oni znajdą jego. Biegł cały czas przed siebie.
100metrów, 200metrów, kilometr, 10 kilometrów.
Zatrzymał się zdyszany.
- Uu. Zobaczcie kogo my tu mamy.
Kovu na dźwięk obcego głosu gwałtownie się cofnął. Zobaczył 4 lwy idące w jego stronę.
Był pewny, że to nawet nie połowa stada. I był świadom, że reszta stada może czaić się w pobliżu. Jedna z lwic rzuciła mu się do gardła. Zrobił unik.
I wtedy usłyszał głos. Głos, którego nigdy nie słyszał, lecz wydawał mu się taki znajomy.
- Nie, Foren. Zostaw go. – Rozkazał męski głos.
- Niby dlaczego, Tojo? Wszedł na nasz teren!
- Bo ja jako przywódca stada tak mówię.
Lew przybliżył się do Kovu mierząc go wzrokiem i uśmiechając się pod nosem.
- Kovu… - Szepnął.
A zielonooki lew stał oniemiały i pustymi oczami gapił się na całą czwórkę.
---------------------------------------------------------------------
Czyli tak amatorko
Ostatnio edytowany przez Hale (2010-12-31 00:44)
Offline
Całkiem nieźle się zaczyna. Czekam na więcej.
Avatar by MadKakerlaken
Offline
Dobrze się zapowiada, kontynuuj
Nie ma niewinnych (u)serów! ~Sam
Offline
Fajne Będę Ci komentować opowieść i na SLZ i na LP
Offline
Rozdział 1.
Noc. Księżyc rzucał jasną poświatę na Lwią Skałę. Wydawało by się, że wszyscy, a bynajmniej większość mieszkańców Lwiej Ziemi śpi. Jednak pewnie brązowy lew leżał na wielkiej polanie patrząc w gwiazdy. Rozmyślał o tym jak by teraz było gdyby plan Ziry się powiódł. Pewnie siedział by teraz na Lwiej Skale ze wygnańców, zazdroszczącym Nukom oraz dumną Zirą, która najlepiej sama by mianowała się na królową, a jego wywaliła na zbity pysk. Westchnął. Cieszył się, że porę się zmienił, że plan się nie powiódł, że zakochał się w Kiarze, że Simba dalej króluje… No właśnie. Simba. Żyjąc na Lwiej Skale, Kovu zdążył się do niego przyzwyczaić. Simba nie był już tak opiekuńczy względem Kiary – zrozumiał, że jest już dorosła oraz to, że jego córeczka ma własne życie. Po upadku Ziry jego rządy się znacznie zmieniły. Powiększyło mu się stado, a on sam zaprzestał realizować swoje marzenie bycia drugim Mufasą. Nie okłamujmy się – nie wychodziło mu to.
Kovu spojrzał w niebo. Gwiazdy, wielcy królowie… jego myśli pomknęły w kierunku Skazy.
Był kreowany na jego podobieństwo, na jego następcę. A tak naprawdę… nawet go nie znał!
Nie był jego ojcem. No właśnie… ojcem. Kovu do tej pory się nie dowiedział kto był, bądź jest jego ojcem. Czyżby Zira zabrałam tą tajemnice do nieba? Lub w jej przypadku do piekła?
Energicznie potrząsnął łbem by odgonić niechciane myśli. Nie chciał myśleć o swoich więzach rodzinnych. Aktualnie liczyła się dla niego jego przyszła żona – Kiara i to jej rodzina była teraz jego rodziną. Również była jeszcze Vitani – mały demon z grzywką za którego lew czuł się teraz odpowiedzialny. Mały… no cóż. Kovu i Vitani byli w tym samym wieku. Ba! Vitani była nawet starsza.
Zielonooki po raz ostatni spojrzał w gwiazdy po czym wstał i ruszył w stronę Lwiej Skały.
Był pewny, że za chwile zacznie świtać.
- Trzeba się przespać. – mruknął od niechcenia sam do siebie.
******
Wszedł do jaskini. Niesamowity mrok. Poruszał się bezgłośnie i uważnie patrzał pod nogi by nikogo nie zbudzić ani, w gorszym wypadku, nadepnąć.
Doszedł do swojego stałego miejsca snu i położył się koło Kiary.
Spojrzał na nią. Była jak zawsze piękna.
- Wreszcie wróciłeś. – Szepnęła do niego.
Kovu się speszył.
- Czekałaś na mnie? – Zapytał podejrzliwie.
Lwica uśmiechnęła się do niego.
- Zawsze i wszędzie.
Wtuliła się w niego i po chwili już spali.
******
Mały lewek – Nort – biegał po jaskini strasznie hałasując. Właściwie nie wiadomo skąd się wziął. Po prostu…. Nala natrafiła na niego polowaniu i dowiedziawszy się, że tamten urodził się gdzieś daleko, a na Lwiej Ziemi znalazł się… no właśnie.
- Po prostu zasnąłem tam, a obudziłem się tu! – tłumaczył.
Nie wiedząc mu pomóc i nie zostawiając go na pastwę losu Nala przygarnęła go.
I teraz jest w stadzie. Niestety pech chciał, że jako nowy autorytet i najlepszego kumpla wybrał sobie Kovu. Wręcz ubóstwiał brązowego lwa. Brakowało tylko pokłonów.
Nie odstępował go na krok.
- Mały, weź się uspokój. – Warknął Kovu. – niektórzy jeszcze chcą spać.
- Ale Kovu! Wstawaj już. Cały dzień prześpisz!
- Jak będzie trzeba….
-----------------------------------------------------------------------
Taki bardziej rozdział wyjaśniający, z małą ilością akcji, ale chyba nie ma tak źle :]
Offline
Rozdział 2.
Długie spanie na Lwiej Skale widać nie było wskazane. Kovu przekonał się o tym na własnej skórze. Zawsze o świcie był przez coś budzony. To przez Kiare, która coś od niego chciała; to przez Norta, któremu się nudziło lub przez Vitani, która wzięła sobie do serca dręczenie go.
I tym razem nie było inaczej, lecz pobudka była znacznie przyjemniejsza niż zwykle.
Kiara liznęła go w policzek.
- Wstawaj, kochanie. – Szepnęła mu do ucha.
Leniwie się przeciągnął, po czym spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem.
- Jeszcze 5 minut… - wymamrotał po czym znowu położył łeb na łapach i zamknął oczy.
Lwica przewróciła oczami i walnęła go łapą.
- Ała. Za co?!
- Ja już znam te Twoje 5 minut.
Kovu uśmiechnął się do niej w dalszym ciągu nie otwierając oczu.
Kiara położyła się obok niego. Uśmiechała się od ucha do ucha. Zielonooki spojrzał na nią podejrzliwie.
- Skąd taki dobry humor? Takiego uśmiechu nie widziałem u Ciebie od dawna…
- Cóż. Nie mam pojęcia skąd to się wzięło… tak po prostu. Samo z siebie.
Wtuliła się w niego, tym samym pozwalając mu poleżeć kilka minut dłużej.
*******************************************************
Stado antylop pasło się na polanie. Kovu przyczaił się w trawie, maksymalnie skoncentrowany na swojej zdobyczy. Poruszał się bezszelestnie, obmyślając z której strony najlepiej zaatakować. Przesunął się jeszcze kilka metrów i skoczył. Wszystko było by dobrze, gdyby stado nagle się nie spłoszyło, a on nie zderzył się z czymś. A właściwie z kimś, bo jak później się dowiedział był to lew. Warknął.
- Dzięki. Spłoszyłeś mi śniadanie.
Drugi lew zaśmiał się.
- Nawzajem.
Był to czarny lew z śnieżnobiałą grzywą. Jego wygląd zapewne zapierał dech w piersiach każdej lwicy. Jednak zielonooki za bardzo nie przejmował. Widział lwa po raz pierwszy i ciekawiło go kilka rzeczy.
- Jak Cię zwą?
- Dylan. Przywódca stada.
- Kovu. Przyszłym król Lwiej Ziemi.
Dylan zagwizdał z wrażenia, lecz nawet w jego gwizdaniu można było wyczuć nutkę ironi.
- Król… - powtórzył. – Czyli skoro to Lwia Ziemia… mająca swojego króla… to chyba powinienem poprosić o pozwolenie na osiedle się tutaj mnie oraz mojego stada, nieprawdaż wasza wysokość? – zakpił.
Kovu warknął.
- Twoje szanse na to ciągle opadają. – skwitował. – Punkt południe widzę Cię na Lwiej Skale. Najwyższym miejscu na Lwiej Ziemi. Tam aktualny król podejmie decyzje.
Czarny lew uśmiechnął się złośliwie.
- Więc… do zobaczenia.
- A śniadania i tak Ci daruje. – podsumował Kovu po czym odwrócił się i ruszył w stronę Lwiej Skały.
Czuł jakiś dziwny nie pokój. Zagrożenie ze strony tamtego stada. Tamten lew… nie wiedzieć czemu, kojarzył mu się z Zirą.
*******************************************************
Wrócił na Lwią Skałę i zobaczywszy Simbe od razu do niego podszedł.
- Simba!
Lew spojrzał na niego pytającym wzrokiem.
- Co się stało, Kovu?
- W południe będziesz miał gości. Osobiście chciałbym być przy tej rozmowie jeśli to nie problem.
- Ale o co chodzi?
- Zobaczysz. Ale oni są podejrzani…
Offline
fajne to
/na przyszłość proszę dłuższy komentarz/
MÓW MI RULON
NADMIAR CUKRU W KRWI I W MÓZGU
SACHARA OD SACHAROZY NIE OD PUSTYNI! NA MIŁOŚĆ BOSKĄ
MOJE DA
Offline
Kontynuujesz moja droga ?
//Dłuższe posty proszę. Ib//
"Życie spytało śmierć: ''Dlaczego ludzie Mnie kochają, a Ciebie nienawidzą?''.
Śmierć odpowiedziała: ''Ponieważ Ty jesteś pięknym kłamstwem,a Ja bolesna prawdą."
Offline
Strony: 1
Wątek zamknięty