Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 … 42 43 44
*Podczas kolejnej z jego samotnych podróży po dżungli lew poczuł mocne pragnienie, udał się do pobliskiej rzeczki, by się napoić. Rutynowe działanie picia przerwał mu delikatny ruch w kącie jego oka. Przyjrzał się bliżej dziwacznemu zjawisku i spostrzegł, że to ciało jakiejś biednej lwicy. No cóż, takie rzeczy się zdarzają. Powrócił do pojenia się, ale ponowny ruch uświadomił mu, że chyba jednak w tym ciele jeszcze jakaś iskra życia jest. Podszedł do lwicy i zauważy, że jest potwornie wychudzona. Pewnie nie jadła od bardzo dawna. Lekko trącił jej bok łapą i zapytał*
- Hej, żyjesz jeszcze?
*Było to bardziej pytanie retoryczne, bo nie spodziewał się otrzymać żadnej odpowiedzi*
Offline
Podziwiając piękno dżungli znienacka nakreśliła się jakaś sylwetka lwa. Wpierw się jej zdało, że znała tego osobnika, jednak jak ona jest jedną z setek, tak też nie ma jednego na świecie lwa z takim futrem, taką grzywą i takimi oczami. Czy go widziała? Nie wiadomo. Nie pamięta.
Najpierw wydawało się jej, że dziwnie znajomy nieznajomy, gdy ten się zbliżył, przejdzie obojętnie koło tychże zwłok ominiętych przez kosę.
Ale jednak jakoś się ozwał.
Na jego słowa uśmiała się lekko pod nosem, już bardziej wypoczęta, nabrawszy sił, podniosła najpierw swe oczy, a następnie głowę.
-Tak, żyję, chociaż nawet tak nie wyglądam.- odpowiedziała z sympatią w głosie, żeby go nie odstraszyć.- Ale jakoś śmierć mnie ominęła, więc jestem tutaj.
Dorzucając ostatnie zdanie podniosła się z głazu, żeby być mniej więcej na równi z chwilowym towarzyszem rozmowy. Chociaż nadal wychudzona, wyglądała już nieco lepiej; nabrała też nieco więcej sił. Może z czasem uda się jej powrócić do dawnej formy? Nie wiadomo, jednak w głębi duszy miała taką nadzieję.
Offline
*Dokładnie obejrzał lwicę od góry do dołu, starając się zbadać w jakiej jest formie. Czy jej wygląd to jakaś choroba, a może tylko niedożywienie? Po chwili w końcu zapytał nieznajomą*
- Strasznie mizernie wyglądasz. Dawno nic nie jadłaś, co? Nazywam się Maru i mieszkam tutaj niedaleko. Może potrzebujesz pomocy?
Offline
Niebawem po jej kwestii lew zaczął ją dziwnie oplatać wzrokiem. Lwica zaczynała się zastanawiać, "dlaczego akurat postępuje tak, a nie inaczej?", jednak niedługo potem odkryła przyczynę jego zachowania. A obaczyła to dopiero wtedy, kiedy samiec się wypowiedział.
- Masz rację, dawno nic nie jadłam; od co najmniej tygodnia, spieszyło mi się jakoś na te ziemie, więc polowanie było dla mnie czymś zbędnym. - opowiedziała mu.
Zniżyła nieco swoje brwi, wzrok i łeb lekko opuściła w stronę podłoża. Zaczynała się zastanawiać. Nad czym?
Akurat z kwestią pomocy musiała się nieco zastanowić. Faktycznie, nie miała żadnych sił, żeby polować, jednak w jej łbie powstała nowa myśl, że musi przebywać w pobliżu i wodopoju i terenów polowań zarazem, jednak po chwili zdecydowała się na przebywanie przy wodopoju ze względu na to, że tam gdzie jest woda, tam zwierzyna, zaś tam, gdzie zwierzyna, tam lwy z domieszką hien, a gdzie lwy i hieny tam mięso. Poza tym, jeżeli lew miałby jej pomóc, Serpeen musiałaby bardzo długo czekać na okazję, żeby się mu odwdzięczyć. Ba, pod słowem "pomoc" kryło się zapewne między innymi polowanie i opieka medyczna oraz schronienie. Nie dość, że musiałaby długo czekać, to też musiałaby znaleźć akurat tą okazję.
- Nie, nie potrzebuję pomocy.-odparła po chwili zastanowienia. - Jednak dziękuję, że chciałeś mi ją zaoferować. A tak przy okazji, nazywam się Serpeen.
Cóż, skoro lew powiedział jej, jak się nazywa, miłym by się zdało, a z resztą, wypada, oświadczyć mu o swoim imieniu.
Offline
- Na pewno? Wiesz, duma jest niby ważna, ale czasami lepiej odstawić ją na bok. *Delikatnie machnął ogonem i delikatnie połaskotał lwicę pod nosem* Zresztą w takim stanie możesz nie dać rady na udane polowanie. Ta okolica nie jest bardzo niebezpieczna, ale zawsze może znaleźć sięjakaś hiena czy inny głodny samiec.
Offline
Chciała się mocno trzymać swych myśli, jak tylko najmocniej potrafi; bała się jednak konsekwencji- i tego, że miałaby przyjąć propozycję Maru. Gdyby tak się stało może i powróciłaby do pełni sił i zdrowia, jednak pozostawałaby mu dłużną. Nikt przecież nie wie, gdzie i kiedy mogłaby spotkać tego osobnika, a tym bardziej, jaka nadarzyłaby się okazja, by mu się odwdzięczyć? Co najmniej jednej personie jest, a raczej była, dłużniczką. Jednak z drugiej strony samiec miał rację- czasami dumę trzeba odstawić na bok. Poza tym to Serpeen nie byłaby w stanie polować, a czając się na padlinę zawsze mogą być hieny lub jakiś głodny samiec. Z drugiej strony są przecież zawsze myszy; albo po prostu wyżyje się na owocach. Ale to byłoby już głupie.
- Wiesz, masz rację. Ale pozostanę ci za to dłużniczką; nie chcę też nikogo do czegoś zmuszać. Nie musisz mi pomagać, znamy się przecież tylko chwilę. - odpowiedziała mu czym prędzej.
- Jesteś pewien, że chcesz mi pomóc?
Offline
- Dobrze, to sobie będziesz moją dłużniczką. Jakoś ten fakt przeboleję. Poczekaj tu chwilę, zaraz wrócę z czymś do żarcia.
*Samiec oddalił się i po chwili zniknął w gęstwinie dżungli. Po paru minutach powrócił ze średnich rozmiarów zebrą. Rzucił ciało przed lwicą i wytarł krew z pyska*
- Masz, szamaj.
Offline
I stało się.
Serpeen nie chciała zostawać na nowo nikomu dłużniczką, jednakowoż nie wypowiedziała zbyt odpowiedniej wypowiedzi, jaką miała na myśli, albo lew nie zrozumiał najwyraźniej jej słów; chociaż to pierwsze jest bardziej prawdopodobne. Jakże miłym było to, że nieznajomy chciał jej pomóc, ale osobowość samicy nigdy nie pozwoliłaby odpuścić mu ten uczynek bez żadnej nagrody.
Na szczęście samiec powiedział, że przeboleje fakt, iż Serpeen na chwilę obecną zostanie jego dłużniczką. Zanim zareagowała na jego słowa, ten, niczym strzała, ukrył się na chwilę w gęstwinie niebezpiecznej dżungli; w te wszystkie trawy, zarośla, liany, drzewa, nie bacząc na żadne niebezpieczeństwo, jakie mogłyby przynieść chociażby węże. Niedługo potem wrócił z średnich rozmiarów zebrą w zakrwawionych kłach.
Zebra, chociaż przeciętnych rozmiarów, wydała się dla brązowej największą, najtłustszą, wprost najpiękniejszą zdobyczą jaką kiedykolwiek przyszło jej widzieć. Ale to chyba tylko przewidzenia, przecież nie jadła nic od ponad tygodnia.
Gdy powiedział jej, że ma zacząć to szamać, zeszła ze skały, niebieskie, głębokie ślepia zmierzyły go obojętnym, chociaż nieco wkurzonym wzrokiem. Niemal rzuciła się w objęcia trupa i zaczęła go zajadać drapieżnie, jak przystało po tak długim odstępie od ostatniego kęsa; rozkoszowała się świeżym mięsem i obfitością krwi. Raz jeszcze obróciła ku niemu oczy, przerywając chwilowo ucztę, mówiąc:
-Dziękuję.
Należało mu się niejakie podziękowania. Gdyby nie jego życzliwość, najprawdopodobniej zdechłaby z głodu.
Zaczynała się obawiać, jak odwdzięczy się temu lwu.
Offline
- Nic wielkiego.
*Usiadł sobie i obserwował jak lwica zajada się mięsem. Musiała być bardzo głodna, bo rzuciła się na zwierze jak babka na promocję w "Biedronce". W międzyczasie dokładnie umył zakrwawione łapy i pysk. Po chwili oglądania jak lwica je wróciło do niego uczucie pragnienia,którego nie zaspokoił właśnie przez nieznajomą. Poszedł do strumyczka, schylił łeb i zaczął pić*
Offline
Szanowny panie lwie, czyżbyś chciał zarzucić swemu uczynkowi niejaką mniejszość? Ocalił pan lwicę wygłodzoną, którą doprawdy, nuż ominie śmierć na kilka dni następnych! Dał li pan istocie ledwie martwej oddech! Głodnemu dał pan jeść! Pan bohater...
Skoro już dał jej jeść w głębi swej wycieńczonej duszy zaczynała się niezmiernie cieszyć; dopiero teraz dotarło do niej, że je, że może poczuć tą krew na kłach, łapach; że może rozkoszować się zapachem świeżego mięsa. Kęs za kęsem, jak gepard biegnie, z takim właśnie popędem kęs za kęsem znikała zdobycz samca. Jednak nie mogła też zjeść zbyt wiele, mimo tego, iż rzuciła się na zebrę niczym lwica wygłodniała, którą zresztą była; przez ten czas mocno skurczył się jej żołądek, więc nie była w stanie zjeść odpowiedniej porcji pożywienia. Jednak takowa była bardzo wystarczająca na co najmniej kilka dni.
Gdy zakończyła swoją ucztę zauważyła brak osobnika, jednak po chwili jej oczy dostrzegły na ziemi duże ślady łap, które właśnie pognały jej wzrok do samca, który pił wodę z pobliskiego jeziorka.
Zastanawiało ją nie tylko to, jak mu się w przyszłości odwdzięczy, ale też, skoro on powiedział, że niedaleko mieszka, to może wie coś o Stadzie Lwiej Ziemi, o którym kiedyś było tak głośno. Przed odejściem gościła czasami na owych terenach, gdzie poznała kilkoro osobników; w głębi serca miała nadzieję, że ktoś może ją pozna, jednak zapomni o dawnym usposobieniu lwicy; zmieniła się bardzo, poprzez przejścia odbyte bardzo daleko od tych terenów. Ale to już osobna historia..
Offline
*Skończył picie, odwrócił się i usiadł przed lwicą. Wpatrywał się w nią przez moment wesoło machając ogonem na lewo i prawo*
- Najadłaś się? Wiesz, od razu dużo lepiej wyglądasz. Nabrałaś nawet trochę ciałka i żebra zniknęły pod skórą. No to teraz możesz opowiedzieć skąd jesteś, jak tu trafiłaś i czemu tyle czasu nie jadłaś.
Offline
Tuż po zjedzeniu i zastanawianiu zapragnęła sobie iść do pobliskiego jeziorka, jednak przeszkodził jej w tym lew. Usiadł tuż przed nią, a więc i ona usiadła przed nim robiąc także sobie wygodne miejsce na siedzisko. Nadal zdawała jej się miłą rzeczą troska i życzliwość nieznajomego; odzyskała wtem nadzieję na to, że nie wszystkie lwy są tak oschłe i opryskliwe. Zapewne był to osobnik z Lwiej Ziemi.
- Tak, najadłam się. -odpowiedziała mierząc go wzrokiem.-I dziękuję...
Spojrzała wtem na swoje żebra, których widoczny był już tylko lekki zarys, też na swoje plecy, na których nie było już widać śladów kręgosłupa ociężałego od noszenia kości i wnętrzności.
Lekko się zdziwiła tym, że samiec zażądał od niej informacji, skąd trafiła i jak tu jest, dlaczego tyle czasu nic nie jadła. Najpierw nie chciała mu się z tego spowiadać, wydawało jej się to nieco intymną sprawą, jednak pomyślała sobie, że na świecie pewnie wiele jest historii, a poza tym, prędzej można zaufać nieznajomemu niż komuś, kto zdradził twe myśli i oczekiwania.
- Tak właściwie, to jestem stąd, a raczej z okolicznych ziem; mieszkałam w tych szeregach mnóstwo czasu, co najmniej rok. Moja osoba nie cieszyła się jakoś dobrą sławą, musiałam opuścić te ziemie. Poznałam kogoś, przez długi czas pomieszkiwałam na terenach Stada Płonących Ziem, jednak z powodu pewnym komplikacji musiałam uciekać bardzo szybko, jedzenie wydawało się rzeczą zbędną, mało spałam, a więc dlatego znalazłeś mię w tak opłakanym stanie.
Streściła mu wręcz bardzo mocno tą opowieść..
W międzyczasie jej wzrok błądził po drzewach, liściach, lianach, wężach, wodzie, kamieniach, ziemi, grzywie nieznajomego, jej łapach; wszędzie, byleby starać się ominąć jego oczy. Jej łapy lekko drżały; siedziała, niczym wykuta w skale madonna, której nigdy nie było dane wrócić do żywych.
Offline
*Hiena w dżungli to rzadkie zjawisko, rzadsze niż na Lwiej Ziemi. No ale los tak sprawił, że akurat był w dżungli. Po co i w jakim celu? A kto by to wiedział. Tak więc znajdując się tutaj ujrzał lwa i lwicę jedząca zebrę. Schował się w nie za dużej (lecz też nie bardzo małej) odległości za jakimś drzewem, mając nadzieję, że lwica nie zje wszystkiego. Nie chciało mu się polować, a to była dobra okazja na podbiegnięcie i zabranie pozostawionej części zebry.*
//Jeśli macie coś przeciwko, że wszedłem do tematu, to proszę mówić, a ja wtedy jak najszybciej "naprawię" swój błąd.//
Ostatnio edytowany przez FireLion (2015-01-28 18:03)
"Wszyscy jesteśmy złączeni w wielkim kręgu życia" - Jego Wysokość Król Mufasa
Offline
*Unikała kontaktu wzrokowego, widać, że coś ukrywała. Jednak samiec postanowił dać jej spokój i nie dopytywać się o nic więcej*
- Rozumiem. Cóż miałaś sporo szczęścia. Przejście przez dżunglę w takim stanie to prawie jak samobójstwo. Napij się jeśli chcesz i pomyślimy co dalej z Tobą zrobić.
Offline
*Jak pomyślał, tak zrobił. Wyszedł z ukrycia i pobiegł w stronę zebry, przebiegając jednocześnie obok osobników lwiego gatunku. Widząc, że lwy są oddalone od zebry i trochę zajęte, po podbiegnięciu do niej od razu zaczął posilać się.*
//Jeszcze raz przepraszam za moje niedopatrzenie.//
"Wszyscy jesteśmy złączeni w wielkim kręgu życia" - Jego Wysokość Król Mufasa
Offline
Po lekkim zmieszaniu prędko powróciła do pierwotnego stanu. Siedziała spokojnie, wygodnie wśród traw i liści, oddychała świeżym, wilgotnym powietrzem dżungli; podpatrując to na samca, to na wszelkie rośliny. Jednak wśród wichru krajobrazowego wmieszał się zapach jakiegoś obcego osobnika.
Poza tym, czuła na sobie jakieś inne, obce spojrzenie. Raz prędko obróciła swój łeb, gdy usłyszała jakiś lekki szelest w krzakach oraz lekki gruchot kłów, który w sumie mógł być tylko omyłką. Wśród gęstwin krzaków przemknął jej tylko kawałek kremowej sierści. Albo prawda, albo złudzenie..
Położyła swój łeb na łapach, chciała się nieco zdrzemnąć; jednak skończyło się na tym, że po chwili udało jej się powstać o własnych siłach; łapy poniosły ją ku pobliskiemu jeziorku, jak z resztą lew zaradził, po wysłuchaniu jego słów. Poczęła pić.
- Wiesz, lepiej umrzeć z własnej winy i mieć przy tym czyste konto, niż zginąć od cudzych łap w cudzych grzechach.- odpowiedziała mu przerywając picie. - A tak przy okazji, wiesz może, czy są w pobliskich ziemiach jakieś stada?
Jak wspominałam w poprzednich postach, Serpeen miała jakieś zarys w pamięci o Stadzie Lwiej Ziemi, o której niegdyś było tak głośno...
Offline
*Zauważył hienę kradnącą resztki, ale nie przejął się nią*
- Wiesz co, tu najbliżej to będzie Stado Lwiej Ziemi. A na pustyni jest jakaś grupka lwów pustynnych. *Jego wzrok przerzucił się na lwicę. Obejrzał ją dokładnie od dołu do góry*
- O wiele lepiej wyglądasz po posiłku, mraf!
Offline
*Po zjedzeniu resztek hieny, uciekł stamtąd.*
//z. t.//
"Wszyscy jesteśmy złączeni w wielkim kręgu życia" - Jego Wysokość Król Mufasa
Offline
Stado Lwiej Ziemi. S t a d o L w i e j Z i e m i.
To hasło na nowo otworzyło tą samą ranę w jej mózgowiu, którą ona uznawała za zagojoną. O matko! Jakież piętno wtenczas się odbiło na jej pamięci! Cóż z tego, iż nikt jej nie pamięta, jednak (chociaż przez tę jedną chwilę) wydawało się jej, że nawet, gdyby wyłupić jej niebieskie oczy, znałaby wszystkie drogi; czy to na polanę, czy to nad jezioro, czy to na polowisko, czy wąwóz, czy to na Lwią Skałę. I przypomniał się jej także zapach tych liści, traw, piasku; przypomniał się jej też smak tej czystej wody. I znaki dały w jej głowie monumentalny obiekt- Lwia Skała, nad którą, na bladoniebieskim niebie świtało złociste słońce promieniami swemi odbijające się w lazurowym jeziorze i na kosmkach malachitowej trawy oraz na pniach hebanowych akacji, brunatnych baobabów. I chociaż nie cieszyła się tudzież dobrą sławą, jej oczy, jej wszelkie zmysły zapamiętały jeden z najpiękniejszych widoków w życiu.
Nie interesowały jej pustynne lwy, chociaż podpadło do głowy jej to, iż może któregoś z nich mogłaby poznać bądź już rozpoznać.
Rozkoszowała się niezmiennym smakiem wody.
Uśmiechnęła się na komplement Maru co do jej sylwetki. Na szczęście jej zarys nie był i za gruby i za chudy, jednak lekkie rysy żeber jeszcze witały na jej osłonie.
-Dziękuję.-rzekła.- Wiesz może, kto obecnie sprawuje rządy nad Lwią Ziemią?
Była ciekaw. Niezmiernie ciekaw.
W między czasie zaobserwowała czyiś brak. Dopiero później skapnęła się o kogo chodzi.
Ostatnio edytowany przez Serpeen (2015-03-06 16:18)
Offline
*Wzruszył tylko ramionami*
- Ta sama grupka co zawsze. Nic się nie zmieniło odkąd pamięć mnie sięga.
Offline
A więc, ta sama grupka co zawsze! Znów nikt nie doszedł, nikt nie odszedł? Dziwnym się coś to by być zdawało.
Na jego odpowiedź zmierzyła jeno tylko lwa wzrokiem obojętnym. Na pysku próbował wykształcić się uśmiech, który zakończył się na lekkim wciągnięciu kącików warg w płowe lica. Westchnęła też ciężko, co było spowodowane brakiem jakichś nowszych, ciekawszych informacji. Zapadła cisza.
Wtem, niespodzianie, między malachitowymi lianami, pomiędzy brunatnymi drzewami zabrzmiał powiew. Świst,- szybki, ulotny, prędkim susem wtargnął między dżunglę. Wtem i liście zielone poczęły delikatnie opadać na ziemię. Chmury antracytowe pokryły płowe niebo, zakryły złociste słońce; i deszczu krople czyste poczęły opadać niczym łzy anielskie. Między drzewami zabrzmiał niespodzianie, niczym okrzyk bojowy, krzyk ptaka. Serpeen, gdy obaczyła stworzenie, przestraszyła się lekko, jej oczy bure otworzyły się szerzej. Nie w tym problem, iż ptak leciał wprost na nią, lecz w tym, iż widok jegomości skojarzył jej się z zupełnie innym krajobrazem.. Ten ptak, tak, ten sam tam był, w tym miejscu! Te samo ułożenie wiśniowych piór, te same grynszpanowe oczy, ta sama postawa, ten sam wzrok, ten sam dziób bursztynowy istoty, która wtem przeleciała tuż koło lwicy, malując przez chwilę swój obraz w lazurowej wodzie (jak też w licznych wspomnień oblicza tafli), tym samym hartem...
Pomyślała sobie, że to jego dusza.
Ostatnio edytowany przez Serpeen (2015-03-05 21:50)
Offline
//Serp, ja nie pisałem lwem, tylko hieną, więc masz w poście błąd . Teraz wchodzę lwem.
Przepraszam za całe zamieszanie.//
*Lew błąkał się po okolicach Lwiej Ziemi bez żadnego konkretnego celu. No bo co taki młody lew może mieć do roboty? Obowiązków nie ma żadnych, głodny nie jest, niewyspany też nie. Idąc tak, dotarł aż do dżungli, w której kiedyś już był. Szedł wolnym krokiem, przyglądając się przyrodzie. Po chwili ujrzał znajomego sobie lwa i nieznajomą lwicę przy strumyku. Zatrzymał się w pewnej odległości. Widząc, że nie wygląda to na randkę, ani nic w tym stylu, podszedł do nich i odezwał się.* - Dobry.
"Wszyscy jesteśmy złączeni w wielkim kręgu życia" - Jego Wysokość Król Mufasa
Offline
//Ojoj, przepraszam! :'D Już naprawione. //
Maru i Serpeen nie odzywali się już jakąś chwilę, cisza była kontynuowana; a w dodatku sytuacja zaistniała przed chwilą- z pozoru tylko lekki podmuch wiatru i pojawienie się ptaka. Jednakowoż ona widziała już moment bardzo podobny, scenerię niemal tą samą, istota ta sama, niebo to same... Przypomniała się jej czyjaś dusza.
Lwica poczęła trwać z oczyma rozwartymi w marazmie, smutku, utopii. Jej wzrok zabłądził, znów zabłądził, myśli przejęły kontrolę. W takim krajobrazie i ktoś właśnie napotkał się z nią znienacka czas daleki temu, jak ona kazała mu iść z przyczyn wiadomych tylko jej i piętnu pamięci... Ach! Próżno, by mówić o tem! Próżno, by opowiadać! Próżno, by zapomnieć...! Jej obecne uczucia mogłyby być i weną dla pisania Mickiewiczowi wierszy:
"Precz z moich oczu!... posłucham od razu,..."
***
Po chwili znów, na niebie rozbielonym, poczęło świtać słońce. Jego promienie złote okazały pasmo zielonych traw nakrapianych kroplami jakoby rosy porannej, malachitowe wstęgi lian oraz korę brunatną, niczym miód wylany przez wiejskie dziecię z beczułki. Każdy kwiat i każdy zakątek życia pierś otworzył w stronę ognistej gwiazdy.
A oni oboje nadal siedzieli cicho. Ona w upojeniu, on w stanie zapewne zupełnie innym.
Zmieniło się tylko pojawienie samca. Był on lwem; wnioskując po jego wyglądzie, rudym nastolatkiem. Ozwał się do nich, wręcz w jej mniemaniu burknął. Zwróciła więc ku niemu oczy niebieskie otrząsając się ze wspomnień próbując nakreślić na pysku twarz miłego uśmiechu(jednakowoż wyszło prędzej na istotę zmęczoną, pozbawioną wszelkiego życia, z powiekami przymkniętymi lekko, delikatnie unoszącą kąciki ust ku górze, jakby w pocieszeniu).
-Dzień dobry.- odpowiedziała pogodnie.
Już miała dopowiedzieć 'dzień mamy piękny, nieprawdaż?', jednak nie byłoby to w jej manierze, jak na obecny stan psychiczny.
Ostatnio edytowany przez Serpeen (2015-03-06 22:32)
Offline
*Spojrzał się na lwicę i na jej "dziwną" minę. Postanowił się upewnić, czy te dwa osobniki aby na pewno nie mają nic przeciwko jego obecności tutaj, czy też może z grzeczności udają, że im nie przeszkadza.* - Mam nadzieję, że Wam nie przeszkadzam?
"Wszyscy jesteśmy złączeni w wielkim kręgu życia" - Jego Wysokość Król Mufasa
Offline
Na początku próżno próbowała się otrząść z zaistniałej sytuacji; zbyt wiele wspomnień, zbyt wiele wspólnego. Kobieto, puchu marny!...
Serpeen przechodziła tymczasową zmianę, którą musiała odbyć, zgodnie z postanowieniem. Chciała z persony nieśmiałej, skrytej, sentymentalnej, wrażliwej, stać się kimś odważnym, otwartym, śmielszym. Była mniej więcej pomiędzy..
Na szczęście, po niecałej minucie, udało się jej pozbierać myśli, posklejać. Spojrzała obu osobnikom w oczy, głębiej w młodzika ślepia niebieskie.
-Nie, ależ oczywiście, że nie.- ozwała się przybierając normalny już wyraz twarzy.
Ciekawiła ją tylko cisza złotego osobnika. Tkwił niemal jak zaklęty. Cóż, znała go chwilę, a więc nie mogła poznać po nim powodu jego marazmu, jeżeli można by to nazwać czymś takim jak istota marazmu.
Offline
//Marazm, bo zapomniałem, że tu jestem //
*Machał wesoło ogonem na lewo i prawo niejako zamiatając piach pod nim. Patrzył tylko z uśmiechem na nowego osobnika.*
- My tutaj nic nie planowaliśmy, dopiero co się poznaliśmy. *Lekko trącił łapą siedzącą obok lwicę*
Offline
*Słysząc słowa lwa, powiedział, uśmiechając się.* - Mi tam się nie musisz tłumaczyć. *Następnie zwrócił się do lwicy.* - Wydaje mi się, że Cię tu jeszcze nie widziałem. *Po chwili oczekiwania na odpowiedź nagle rzekł.* - Właściwie to mi się coś przypomniało. *Oddalił się w zarośla.*
//z. t.//
//Sorry, że tak wchodzę i wychodzę, ale skoro temat jest "martwy", to nie widzę sensu na przebywanie w nim.//
Ostatnio edytowany przez FireLion (2015-03-18 15:55)
"Wszyscy jesteśmy złączeni w wielkim kręgu życia" - Jego Wysokość Król Mufasa
Offline
Gdy lew ją trącił uśmiechnęła się lekko, łbem skinęła, jakoby na znak bezradności.
-Prawda, prawda..- szepnęła, znów jakoby na znak bezradności.
Czarna mara stanęła w jej oczach w ziemię wbitych, jednakowoż tylko to tak na chwilkę. Wstała, zwracając się następująco:
-Muszę iść. Dowidzenia..
Musiała pójść. Sama.
z.t.
Offline
Strony: Poprzednia 1 … 42 43 44