Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
Część I
Potężnie zbudowany, płowej maści lew o czarnej jak heban, gęstej grzywie oraz iskrzących się, zielonych niczym szmaragdy ślepiach siedział na krawędzi Lwiej Skały, w jej najwyższym punkcie, błądząc nieobecnym wzrokiem po wspaniałym terytorium stada. Jego stada. Pierwsze promienie wyłaniającego się powoli znad horyzontu złotego słońca muskały delikatnie jego pogrążoną w zadumie postać. W ich blasku, okryty świetlnym płaszczem samiec wyglądał nadzwyczaj dumnie i majestatycznie. Jak prawdziwy król. Wiatr rozwiewał na wszystkie strony jego wspaniałą, długą grzywę, łaskocząc pojedynczymi kosmykami kształtny pysk lwa. Ten jednak nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Zatopiony w świecie własnych myśli, król nie dostrzegł ani nie usłyszał nawet zbliżającej się do niego pełnym gracji krokiem zgrabnej, brązowej lwicy.
- Ahadi? – Z zamyśleń wyrwał go jej ciepły, melodyjny głos, tak przyjemny dla ucha, że samiec mógłby go słuchać przez całą wieczność.
- Uru. – Ahadi uśmiechnął się promiennie, zwracając się ku lwicy.
Uru – jego wybranka, jego królowa, jego największy skarb stała przed nim, skąpana niemalże w całości w świetle promieni słonecznych. Duże, błyszczące, czekoladowe oczy patrzyły na niego z wdziękiem i miłością, której niezdolna byłaby zmierzyć żadna miara. Ahadi czuł, że spojrzenie lwicy przenika w głąb jego duszy. Było tak zawsze, ilekroć brązowooka skierowała na niego swój, jego zdaniem, magiczny wzrok. Grzbiet władcy przeszły dreszcze, a serce załomotało gwałtownie, jak wtedy, gdy po raz pierwszy ją ujrzał. I, mimo że od tamtej pory upłynęło w rzece sporo wody, Uru nadal pozostała dla niego tą samą piękną, mądrą i odważną lwicą, co za pierwszym razem. Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Ona w nim również, co początkowo dziwiło Ahadiego. Wszakże pochodziła z królewskiego rodu i któregoś dnia miała objąć tron na Lwiej Ziemi, on zaś był tylko nic nieznaczącym wyrzutkiem, którego własny ojciec wygnał ze stada. Na Lwią Ziemię trafił całkiem przypadkiem. Zaintrygowany wspaniałością tych ziem i skuszony wizją dobrobytu, nie mający dokąd pójść, Ahadi zawędrował na terytorium Lwioziemców. Oczywiście, nie powiadomił właścicieli o swojej obecności. To byłoby zbyt ryzykowne. Zresztą, miał tam zamiar zostać tylko na kilka dni. Został na zawsze.
Czarnogrzywy uśmiechnął się. Doskonale wiedział, co skłoniło go do pozostania tutaj.
Któregoś dnia, podczas polowania na guźce, upatrzył sobie z daleka dorodną sztukę, skrytą wśród rozlicznych traw sawanny. Podkradał się do niej, przekonany, że to jakiś rosły samiec i ciesząc się w środku na myśl o smakowitym obiedzie. Gdy już był wystarczająco blisko, wystrzelił naprzód, jak z procy, skacząc na ofiarę i przygniatając ją swym ciężarem. Jednak odpowiedzią na jego atak nie był wcale rozpaczliwy kwik guźca, którego się spodziewał, a donośny, wystraszony krzyk. W jednej chwili Ahadi chciał spalić się ze wstydu, zapaść pod ziemię, czy cokolwiek innego, byleby to tylko sprawiło, że zniknąłby na zawsze z powierzchni Ziemi. Okazało się, że jego ofiarą nie był wcale przedstawiciel świniowatych, a zgrabna, niezwykłej urody, młodsza nieznacznie od niego lwica. Lew, uświadamiając sobie swoją druzgocącą pomyłkę, pośpiesznie poderwał się na równe łapy i ze spuszczonym łbem skwapliwie zaczął przepraszać samicę za swój karygodny błąd. A ona? Ona nawet krzywo na niego nie spojrzała. Obdarzyła go za to dobrodusznym uśmiechem i stwierdzeniem, że ,,nic się nie stało”. Dopiero wtedy ośmielił się podnieść na nią wzrok. Była prześliczna. Ahadi z rozdziawionym pyskiem podziwiał jej urodę. Jednak, gdy tylko zapytała go o imię, szybko otrzeźwiał z otępienia i odpowiedział jej bez najmniejszego zająknięcia się, przy tym z dumą wypychając swoją klatkę piersiową do przodu. Brązowa, widząc to, zaśmiała się wdzięcznie, po czym wyjawiła mu swoją godność. Uru. Diament. Patrząc na nią, Ahadi przyznał, że jego nowa towarzyszka naprawdę ma coś z diamentu. Przede wszystkim była piękna jak on. Przez cały czas spoglądał na nią z zachwytem. Niedługo po przełamaniu pierwszych lodów, oboje pogrążyli się w wirze dyskusji. Dalej wszystko potoczyło się samoistnie. Spotkania, wspólne rozmowy, aż w końcu dołączenie do stada Lwioziemców, któremu przewodził ojciec Uru, król Mohatu.
Na pysku samca ponownie zajaśniał promienny uśmiech.
To dzięki Mohatu, który nagiął dla niego królewskie przepisy (niekoniecznie z samym dobrym skutkiem), Ahadi poślubił Uru i został późniejszym królem Lwiej Ziemi. Ale to już inna historia.
- Martwisz się? – Ponownie z rozmyślań wytrącił go głos ukochanej.
Czarnogrzywy westchnął.
Za parę chwil miała rozpocząć się walka jego synów o to, który z nich w przyszłości przejmie po nim tron.
Taka i Mufasa. Ojciec kochał ich obojga. Włącznie z Uru, byli dla niego całym światem. Nie chciał, by jego synowie walczyli, ale takie panowały tu prawa, którym nawet on, władca, musiał się podporządkować. Co prawda, mógł na zasadzie pierwszeństwa wybrać przyszłego monarchę, w tym przypadku Mufasę, ale wiedział, że drugi potomek, Taka, znienawidziłby go za to, a tego Ahadi by już sobie nigdy nie wybaczył.
- A ty nie? – odpowiedział pytaniem.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. – Uru wtuliła się mocno w jego gęstą grzywę.
- Och, Uru. – zaczął lew. – W głębi serca czuję, że po tej walce już nic nie będzie takie samo.
Lwica odsunęła się od partnera.
- Co masz na myśli? – Spojrzała na niego przenikliwie, marszcząc brwi.
- Problem tkwi w tym, jak zareaguje przegrany…
Partnerka zilustrowała go smutnym wzrokiem. Wiedziała doskonale, o co chodzi władcy.
- Mufasa na pewno by się z tym pogodził. Bardzo kocha swojego brata i ma silną osobowość. – powiedziała z przekonaniem Uru.
Ahadi spojrzał na nią szczerze zdziwiony. Czy ona była naprawdę taka naiwna? Mimo to, w jednej sprawie zielonooki się z nią zgadzał. Ich pierworodny naprawdę miał silną osobowość. Ale i nie tylko to. Był znacznie cięższy i silniejszy od swego brata, a przy tym rozważniej zadawał ciosy i może wstyd się było przyznać, ale Ahadi był święcie przekonany, że to właśnie jego starszy syn lepiej nadawał się na króla.
- Boję się reakcji Taki.- wyjawił w końcu prawdziwy powód swoich zmartwień. – Nie oszukujmy się, oboje dobrze wiemy, kto zwycięży. Mufasa jest urodzonym wojownikiem. Silny, postawny, dzielny... - Wymieniał lew, a królowa słuchała go z uwagą. - Taka zaś bywa… Zbyt porywczy. Nie przeczę, ma umysł stratega, ale wątpię, czy to wystarczy, by zdołał pokonać brata.
Uru milczała przez chwilę, dokładnie analizując to, co powiedział jej partner.
- Siła to nie wszystko, Ahadi. – odparła w końcu. – Taka na polu walki jest niezwykle zwinny, a jeśli dodać do tego jego wrodzoną konsekwencję w dążeniu do swoich celów… Sądzę, że ma szansę wygrać.
Ahadi poruszył się niespokojnie. Wiedział, że jego młodszy syn pragnie władzy. Ba, on jej wręcz pożąda. Dlatego tak lękał się jego reakcji na ewentualną przegraną, której widmo było dla niego bardzo prawdopodobne. Ahadi nie wyjawił tego Uru, ale w Tace było jego zdaniem coś mrocznego. Coś, co ciągle przypominało mu jego ojca - chęć eliminacji istot stojących mu na drodze do celu.
- Przekonajmy się wobec tego, co dziś zatryumfuje. – mruknął lew, unosząc zad do góry. – Siła czy zwinność.
Słońce wznosiło się coraz wyżej na niebie, oświetlając dwie, schodzące w dół obok siebie sylwetki pary królewskiej. Tymczasem u podnóża Lwiej Skały zaczęli powoli zbierać się pozostali członkowie stada. Zapowiadał się emocjonujący poranek.
-----
Jedno z moich starszych opowiadań. Pisałam je jakiś czas temu na pewnym blogu o ,,Królu Lwie" i pamiętam, że nigdy go nie dokończyłam. Być może uda mi się to na tym forum. Czytających proszę o rady i sugestie dla mnie w kwestii pisania, ponieważ chciałabym się dalej kształcić w tym zakresie i zdobywać przydatne umiejętności. Mile widziane są też ewentualne poprawki przedstawionego powyżej tworu, w szczególności w dziedzinie interpunkcji.
,,Jestem człowiekiem, który jeśli mówi tak, to jest tak, jeśli mówi nie, to jest nie, a jeśli nie mówię nic, to albo nie mogę, albo nie chcę powiedzieć prawdy." - gen. Władysław Sikorski
Offline
Zapowiada się ciekawie Powodzenia w dalszym pisaniu. Czekam na więcej
>> deviantART>> KoziolTerrorysta
''Every place you've ever imagined... It's real. There's a fictional city in your mind, and you know every corner of it. Your mind is a world. Each of us is a place."/ Porter Robinson // 【=◈︿◈=】
Offline
No, no. Opowiadanie bardzo dobrze przemyślane, dokładnie opisane szczegóły, ciekawa fabuła, całkiem fajny pomysł na walkę Mufasy i Taki o tron. Opowiadanie mnie wciągnęło i sądzę, że muszą ukazać się jak najszybciej kolejne rozdziały!
,,Pamiętaj, kim jesteś'' - Ja zawsze będę pamiętała, że jestem złotym fanem TLK! <3
~ Goldi by Maro
Offline
Leah, Goldi - bardzo dziękuję za przychylne opinie. ^^ Niezmiernie mi miło, że zdołałam Was zainteresować. Ze swojej strony obiecuję, że kolejny rozdział pojawi się niedługo i postaram się Was nim nie zawieść.
,,Jestem człowiekiem, który jeśli mówi tak, to jest tak, jeśli mówi nie, to jest nie, a jeśli nie mówię nic, to albo nie mogę, albo nie chcę powiedzieć prawdy." - gen. Władysław Sikorski
Offline
O! Widzę, że u Ciebie Mohatu jest ojcem Uru, a nie Ahadiego.
Podsumowując:
Długie, nawet bardzo (i dobrze). Bardzo dokładnie opisane uczucia bohaterów. Fabuła ciekawa. Wciągające.
Bardzo ciekawie piszesz .
Czekam na więcej.
Animashe i inne filmy związane z Królem Lwem - http://youtube.pl/user/klfantlk
Offline
W moich jeszcze starszych opowiadaniach i wyobraźni, to Ahadi był zawsze dziedzicem Mohatu, aczkolwiek wymyślając to opowiadanie, postanowiłam zrobić małą zmianę. ;D No i cóż, przyznam, że wersja Uru jako córki królewskiej bardziej trafia w me gusta. ;d
Bardzo dziękuję za uznanie, Fan. Pisząc opowiadania zawsze staram się wykrzesać z siebie jak najwięcej. A w ramach podziękowania - kolejny rozdział. (;
Część II
- Czy wszystko jest dla was jasne? – zapytał czarnogrzywy lew, patrząc z wysokości średniej wielkości skały to na jednego, to na drugiego z synów. Właśnie skończył przedstawiać wszystkim zasady dzisiejszego pojedynku. Teraz czekał tylko na zaakceptowanie ich przez Mufasę i Takę.
- Tak, ojcze. – odpowiedzieli obaj jednocześnie. Już nie mogli się doczekać walki.
Król podniósł nieznacznie swój łeb i spojrzał w bezchmurne, błękitne niebo.
,,Przodkowie, niech wygra ten, który w przyszłości lepiej przysłuży się Lwiej Ziemi”. – wysłał w myślach niemą prośbę do Wielkich Władców z przeszłości. Miał cichą nadzieję, że go usłyszą, pomimo tego że na nieboskłonie nie jaśniała ani jedna gwiazda. Następnie przeniósł wzrok na swych potomków. Ahadi przyznał w duchu, że obaj prezentowali się wspaniale. Młode, jeszcze nie w pełni wykształcone grzywy spływały im kaskadą po szlachetnych szyjach. Łapy, uzbrojone w ostre pazury, od czasu do czasu orały twardą ziemię, badając grunt podłoża. Każdy mięsień ciał młodzieńców był napięty i gotowy do ataku w każdej chwili. Wpatrzone wyczekująco w ojca ślepia zdradzały determinację i lekkie zniecierpliwienie.
- Zaczynajcie. – rozporządził głośno Ahadi.
Młode lwy posłusznie stanęły naprzeciw siebie. Przez krótki moment obydwaj mierzyli się badawczym wzrokiem, jak gdyby wewnątrz kalkulowali swoje szanse na zwycięstwo. Pierwszy atak zainicjował Mufasa. Wystrzelił niczym pocisk z pancernika w stronę brata, gotów zadać mu silny cios łapą, lecz Taka zwinnie uskoczył przed nim na bok i pazury rudogrzywego trafiły w próżnię. Starszy syn Ahadiego wyglądał na niepocieszonego. Jednak bynajmniej nie zaprzestał prób ataku. Skierował się w stronę swego brata, gotów ponownie wycelować w zielonookiego, ale w tej samej chwili coś ostrego rozorało mu policzek. Mufasa syknął z przypływu fali piekącego bólu, jednak na szczęście dla niego, uderzenie okazało się niewystarczająco silne, by go nawet zamroczyć.
- Zapłacisz mi za to. – wysyczał rozeźlony i zaczął wodzić wzrokiem w poszukiwaniu krewniaka, ale ku swemu zdziwieniu, nigdzie nie mógł go dostrzec.
- Gdzie jesteś, słabeuszu? – warczał cicho do siebie, gdy wtem nieoczekiwanie poczuł jakiś ciężar na swoim grzbiecie.
- Taka. – pomyślał i natychmiast podjął próbę zrzucenia delikwenta w serii dzikich skoków. Rodeo brązowego nie trwało długo. Zabrakło mu siły na utrzymanie się.
Nie minęło kilkanaście sekund, a młodszy z rodzeństwa z łoskotem uderzył zadem o twardą glebę. Grymas bólu zakwitł na obliczu Taki, gdy próbował dźwignąć się z gleby. Tymczasem Mufasa, nie chcąc tracić wygodnej okazji, skoczył ku niemu i zdzielił go, tym razem trafnie, w pysk. Czarnogrzywy runął z powrotem na ziemię. Uderzenie oszołomiło go. Z trudem zdołał podnieść się z podłoża i przystąpić do dalszej walki.
Siedząca obok partnera Uru z niepokojem obserwowała swoje dzieci. Przyglądanie się, jak jej dwaj synowie walczą, było dla niej istną katorgą. Wiedziała jednak, że nic nie może zrobić. Jako władczyni musiała przestrzegać praw panujących w stadzie. Ukradkiem zerknęła na Ahadiego. Król nie spuszczał wzroku z potomstwa, lecz w przeciwieństwie do królowej, z jego pyska emanował stoicki spokój. Brązowa zazdrościła mu tego chłodnego opanowania. Ona sama z trudem powstrzymywała targające nią emocje. Najchętniej w tej sekundzie skoczyłaby na dół i kazała rodzeństwu zaprzestać dalszego okładania się, ale wiedziała też, że nie mogła tego zrobić. Z rosnącym żalem i przygnębieniem oglądała więc dalej, tak bolesny dla niej jako matki spektakl.
Ostatnio edytowany przez Shadow (2013-08-22 10:48)
,,Jestem człowiekiem, który jeśli mówi tak, to jest tak, jeśli mówi nie, to jest nie, a jeśli nie mówię nic, to albo nie mogę, albo nie chcę powiedzieć prawdy." - gen. Władysław Sikorski
Offline
Tak jak inni napisali. Zgadzam się, opowiadanie ciekawe
[you] widzę cię nawet w tedy, gdy mam zamknięte ślepia, więc nie kombinuj
Dawny nick: Sarmina
FH: nimfanati
Offline
Drugi rozdział tak samo dobry jak pierwszy. Czekam na trzeci .
Animashe i inne filmy związane z Królem Lwem - http://youtube.pl/user/klfantlk
Offline
Dobre! Czekam na trzeci rozdział
>> deviantART>> KoziolTerrorysta
''Every place you've ever imagined... It's real. There's a fictional city in your mind, and you know every corner of it. Your mind is a world. Each of us is a place."/ Porter Robinson // 【=◈︿◈=】
Offline
Wciągające i zachęcające do dalszego czytania. ^^ Życzę Ci, aby Cię wena nie opuściła.
,,Pamiętaj, kim jesteś'' - Ja zawsze będę pamiętała, że jestem złotym fanem TLK! <3
~ Goldi by Maro
Offline
Jestem niezmiernie wdzięczna za Wasze opinie, moi drodzy. Działają na mnie tak motywująco, że aż chce się wrzucać kolejne części. ^^
Część III
Lwy i lwice ze stada Lwiej Ziemi zajmowały miejsca na niewysokich, oblanych cieniem pobliskich drzew skałach, otaczających prowizoryczną, kolistą arenę, na której już od jakiegoś czasu ścierali się zawzięcie dwaj przeciwnicy. Lwi widzowie przyglądali się zmaganiom braci z rosnącym w oczach zainteresowaniem. Na pyskach poszczególnych osobników malowało się zdziwienie i niedowierzanie. Oni od samego początku byli pewni szybkiej wygranej Mufasy, który bez dwóch zdań przewyższał Takę (ale i inne młode lwy) siłą fizyczną, jak i precyzją zadawania ciosów. Tymczasem ich zdumienie osiągnęło zenitu, widząc jak rudogrzywy męczy się ze zwinniejszym od siebie krewniakiem, robiącym w chwili ataku brata nadzwyczaj udane uniki.
- I tak ze mną nie wygrasz. – oznajmił z niezwykłą pewnością w głosie Mufasa, łapiąc potężnymi haustami powietrze do pyska, czemu towarzyszył charakterystyczny odgłos dyszenia. Samiec o sierści w kolorze piasku odczuwał coraz wyraźniejsze oznaki zmęczenia.
- Jeszcze się przekonamy. – mruknął w odpowiedzi tamten, zdecydowanym potrząśnięciem łba odgarniając ze skroni mokre od potu pasmo czarnej grzywy. Na nim długo trwająca walka także odcisnęła piętno.
- Bez względu na wynik nadal pozostaniemy braćmi. – rzekł uroczyście Mufasa, uśmiechając się lekko. – Obiecaj mi, że nasze relacje nie ulegną zmianie, niezależnie od tego, kto wygra.
Na pysku Taki zagościł cień ledwo dostrzegalnego uśmiechu.
- Obiecuję.
Bursztynowe oczy młodej, ciemnobeżowej lwicy już od pierwszych sekund walki nieprzerwanie śledziły choćby najdrobniejsze gesty obydwu lwich braci. I choć samica na zewnątrz wręcz emanowała opanowaniem, to w środku niemal kipiała ze zdenerwowania i niepokoju. Sarabi nie należała do stada ,,Dumy”, to znaczy, jeszcze nie. W niedalekiej przyszłości miała zostać partnerką przyszłego króla Lwiej Ziemi, a tym samym otrzymać tytuł królowej. Miało się tak stać ze względu na umowę zawartą wiele lat temu między przywódcami sąsiadującego z Lwią Ziemią stada, czyli jej rodzicami - Javelessim i Isharą a tutejszymi władcami – Uru i Ahadim. Sarabi wiedziała, że układ ten poprzedzała długa wojna, w której straciła życie rzesza lwich pokoleń. Jej małżeństwo było jednym z warunków pokoju. Początkowo lwica buntowała się przed takim losem, chciała sama decydować o własnym życiu, lecz gdy poznała Mufasę, wszystko się zmieniło. Urzekł ją zarówno wygląd zewnętrzny, co i piękno wewnętrzne tego lwa. Był odważny, sprawiedliwy i postępował z rozwagą, co niejednokrotnie udowadniał. Sarabi uśmiechnęła się na myśl o rudogrzywym. Z jego oblicza biło prawdziwe dostojeństwo. Przy nim czuła się bezpieczna, dlatego z całych sił kibicowała właśnie jemu. Co do Taki… W jego towarzystwie czuła się nieswojo, ale sama właściwie nie wiedziała dlaczego tak jest. Może to przez jego świdrujące, przebiegłe spojrzenie?
- Wszystko będzie dobrze. – usłyszała pokrzepiający, szepczący jej do ucha głos matki.
- Hmm? – zdziwiła się Sarabi, obracając łeb w kierunku beżowej lwicy o jasnoniebieskich oczach. – Mamo, przecież jestem spokojna.
- Jesteś moją córką, Sarabi. – odparła łagodnie tamta. – Nie musisz przede mną udawać, doskonale cię znam.
Ishara spojrzała na nią ze zrozumieniem. Sporo wiedziała o lękach i obawach swojego dziecka, nawet jeśli ono nie mówiło o nich otwarcie.
- Wszystko będzie dobrze. – powtórzyła z naciskiem na słowo ,,dobrze".
- Mamo, ja...
Nieoczekiwanie chwilę pomiędzy córką a matką przerwał nagły, przejmujący ryk, a potem krzyk przerażenia królowej Uru.
- Taka!
Sarabi automatycznie spojrzała w stronę areny. Poczuła, że strach łapie ją swoimi długimi szponami za gardło. Na środku miejsca pojedynku leżał nieruchomo młodszy z braci, a lewa część jego oblicza tonęła w czerwonej, skapującej ciurkiem na twarde podłoże posoce.
- Nie żyje? – dobiegły ją zduszone szepty widowni.
Nie. To nie mogło się stać.
Młoda lwica, nie zastanawiając się, puściła się biegiem na dół. Musiała jak najszybciej znaleźć się przy Mufasie.
,,Jestem człowiekiem, który jeśli mówi tak, to jest tak, jeśli mówi nie, to jest nie, a jeśli nie mówię nic, to albo nie mogę, albo nie chcę powiedzieć prawdy." - gen. Władysław Sikorski
Offline
Bardzo podoba mi się twoja teoria, jak Taka/Skaza zdobył tą ranę na oku
Po raz kolejny czekam na kolejne części c:
>> deviantART>> KoziolTerrorysta
''Every place you've ever imagined... It's real. There's a fictional city in your mind, and you know every corner of it. Your mind is a world. Each of us is a place."/ Porter Robinson // 【=◈︿◈=】
Offline
Ciekawa ta teoria z Taką. Nawet bardziej "wiarygodna" od tej z bawołem.
Ostatnio edytowany przez Fantlk (2013-08-23 17:14)
Animashe i inne filmy związane z Królem Lwem - http://youtube.pl/user/klfantlk
Offline
Część IV
Taka, powalony silnym uderzeniem, leżał nieruchomo, rozpłaszczony na skąpo odzianym w roślinność podłożu. Z głębokich ran, paskudnie przecinających oko, obficie spływał na ziemię strumień szkarłatnej posoki. Krew błyszczała mocno w oślepiających promieniach niestrudzenie wspinającego się na coraz to wyższe partie nieba słońca. Wszystkie lwy i lwice, śledzące dotąd widowisko, zamarły w bezruchu, trawione okrutnym strachem i ciekawością. Czyżby młody książę nie przeżył? Jak zareagują rodzice na ten nieszczęśliwy wypadek? Czy Mufasę czekają jakieś konsekwencje? W ich łbach rozpętał się na dobre huragan myśli i pytań, pozostających na razie bez odpowiedzi. Nikt jednak nie ważył się zejść na dół, by sprawdzić, co dzieje się z Taką. Wszyscy w skupieniu czekali na reakcję pary królewskiej.
Uru pierwsza wyswobodziła się ze stanu drętwoty. Pełna wewnętrznej i zewnętrznej trwogi królowa, wbrew wszystkiemu i wszystkim, zeskoczyła ze skał i w szaleńczym pędzie pognała do swego rannego dziecka. Chwilę później dołączył do niej wciąż oszołomiony partner. Rodzice, widząc przykry stan syna, z trudem powstrzymywali potok łez.
Javelessi – władca sąsiedniego stada, który przybył na widowisko wraz ze swoją wybranką i czterema córkami (wśród których znajdowała się również Sarabi), spojrzał ponuro na rozgrywającą się na dole, chwytającą za serce scenę. Było mu żal rodziny królewskiej, a w szczególności Uru. W głębi swego serca był pewien, że lwica cierpi z całej trójki najbardziej. Miłość jest piękna, ale niekiedy bywa też iście wyrafinowanym rodzajem tortury. Szczególnie dla matki. Lew powoli przeniósł swój wzrok na oblicza zgromadzonych. Na ich pyskach zamiennie przeplatały się ciekawość, smutek i przerażenie. Żadne z lwów jednak nie kwapiło się do udzielenia jakiejkolwiek pomocy poszkodowanym. Monarcha prychnął ze wzgardą. Jakież to typowe w tych czasach.
-Naanda – zwrócił się szeptem do jednej ze swoich córek – Sprowadź tu prędko Rafikiego.
Najmłodszej z sióstr nie trzeba było dwa razy powtarzać. Skinęła ojcu łbem, po czym w pośpiechu podnosząc się z miejsca, pomknęła niczym wypuszczona z łuku strzała wprost w kierunku dumnie wznoszącego się w oddali baobabu.
- Miejmy nadzieję, iż nie jest za późno. – wymamrotał cicho Javelessi, spoglądając ponownie w stronę młodego Taki.
- Synku… – wyszeptała ze łzami w oczach brązowa lwica, czubkiem nosa delikatnie dotykając skroni młodego samca.- Odezwij się.
Król wiernie stał przy boku swojej partnerki i z widoczną w oczach zgrozą lustrował zmasakrowane oblicze syna. Mimo pozostawienia po sobie pokaźnych ran, Ahadi z ulgą stwierdził, iż cios nie był śmiertelny. W lwie jednak zrodziła się ponura obawa, że uderzenie mogło doprowadzić do uszkodzenia wzroku, a w najgorszym przypadku, nawet do jego utraty.
- Taka, słyszysz mnie? – spytał z troską lew, pochylając swój kształtny łeb ku synowi.
Jedyną odpowiedzią na jego pytanie był cichy szloch Uru.
Nikt z obecnych nie zwracał uwagi na skrytą w cieniu skał skuloną postać. Przygnębiony Mufasa z żałością spoglądał na nieruchome ciało brata i sylwetki swoich zmartwionych rodziców. Nie miał śmiałości, by do nich podejść. Żal ściskał go za serce na sam ich widok. Poza tym, młody samiec był sparaliżowany lękiem o życie Taki. Czyżbym go nieumyślnie zabił? Na tę myśl mimowolnie z oczu pociekły mu grube krople łez. Rudogrzywy chciał krzyknąć, ale z jego pyska wydobył się tylko pełen boleści jęk.
- To wszystko moja wina! – łkał cicho. Z dręczącej go bezsilności uderzył swym potężnym łbem w pobliską skałę. Najchętniej chciałby zapaść się pod ziemię.
- Mufasa? – Niespodziewanie usłyszał za sobą aksamitny, ale nieco wystraszony głos.
Natychmiast obrócił swe zroszone łzami oblicze. Za nim stała młoda, ciemnobeżowa lwica, spoglądająca na niego niepewnym wzrokiem. Ulżyło mu na jej widok.
- Och, Sarabi… – jęknął, a ta przytuliła go w odpowiedzi. Ten gest nieco uspokoił samca.
- Ja… Ja nie chciałem tego…- zaczął. – To był wypadek.
- Wierzę ci. – odparła łagodnie, zachęcając go lekkim uśmiechem do dalszego mówienia. Sądziła, że to pozwoli Mufasie zejść nieco z emocji.
-Sprowokował mnie. –przyznał w końcu lew – Cały czas droczył się ze mną. Starałem się to ignorować, bo domyśliłem się, że to jego taktyka, ale kiedy wspomniał o tobie, Sarabi… O tym, że zostaniesz jego królową i będziecie mieli młode, ja nie wytrzymałem. Myśl o tym, że mogłabyś zostać partnerką kogoś innego jest nieznośna. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym cię stracił. – Tu spojrzał jej głęboko w oczy. –A to wszystko dlatego, Sarabi, że cię kocham.
,,Jestem człowiekiem, który jeśli mówi tak, to jest tak, jeśli mówi nie, to jest nie, a jeśli nie mówię nic, to albo nie mogę, albo nie chcę powiedzieć prawdy." - gen. Władysław Sikorski
Offline
Czwarta część również mi się podoba.
Animashe i inne filmy związane z Królem Lwem - http://youtube.pl/user/klfantlk
Offline
Boże... To opowiadanie jest za poważne dla dzieci
(Po raz kolejny) Czekam na kontynuację.
>> deviantART>> KoziolTerrorysta
''Every place you've ever imagined... It's real. There's a fictional city in your mind, and you know every corner of it. Your mind is a world. Each of us is a place."/ Porter Robinson // 【=◈︿◈=】
Offline
Piękna historia, aż sama zapłakałam (po cichutku, ale zawsze). Czekam na kolejne rozdziały z ogromnym zaciekawieniem.
,,Pamiętaj, kim jesteś'' - Ja zawsze będę pamiętała, że jestem złotym fanem TLK! <3
~ Goldi by Maro
Offline
Strony: 1