Stado Lwiej Ziemi

Stado Lwiej Ziemi

Nie jesteś zalogowany na forum.

Ogłoszenie

#1 2013-05-25 17:24

Moon
Użytkownik
Data rejestracji: 2013-02-21
Liczba postów: 72

Król lew - Kroniki z Lwiej Ziemi

Witam. Zapraszam na moje kolejne opowiadanie (które na pewno nie skończy się fiaskiem, jak poprzednie) tym razem o przodkach Simby; konkretnie od młodości Mohatu w czasach przed Lwią Ziemią. Pojawią się tu postacie fanowskie i pół kanoniczne, od razu informuję. Nie będę już nic więcej pisać, zapraszam do czytania!
------------------------------------------------------------------------

Prolog

Niebo zaróżowiało na wschodzie, rozprzestrzeniając się po czarnej, nocnej otchłani. Nagle zza horyzontu wystrzeliło kilka złotych smug, oświetlając rozległe stepy sawanny. Ciepło zawitało do niewielkiej jaskini, stojącej samotnie pośród traw i nielicznych drzew. Leżała w niej jasna lwica, do której przytulały się dwa brązowe lwiątka. Jedno z nich właśnie zaczęło otwierać ślepia. Młody lew wstrząsnął rudą grzywką, wstał i rozciągnął mięśnie, po czym cicho ziewnął. Spojrzał sennym wzrokiem na matkę i liznął ją w polik. Ta delikatnie otworzyła powieki, uśmiechnęła się i szepnęła:
- Witaj Mohatu...
- Cześć mamo! - uśmiechnął się lewek.
- Coś się stało? - zapytała troskliwym głosem, wyciągając przed siebie łapy.
- Mogę iść się pobawić? PROSZĘ! - pokazał ząbki. Lwica zaśmiała się, pogłaskała syna po głowie i odrzekła:
- Idź, ale wróć jak cię zawołam i nie oddalaj się od jaskini, dobrze? - Mohatu pokiwał głową, przytulił się do matki i wybiegł. Stanął jeszcze przed wejściem i rozejrzał. Zauważył oddalającego się skaczącego owada. Uśmiechnął się chytrze i zaraz rzucił w jego stronę.
---------------------------------
Zabawa trwała dość długo. Lwiątko nie mogło oderwać wzrok od swego "towarzysza zabaw" i ciągle za nim biegało warcząc i piszcząc. Nagle młody zatrzymał się, widząc owada który przysiadł na małym kamieniu. Lwiątko schyliło się, kryjąc się pomiędzy złocistą trawą. Bacznie obserwował najdrobniejsze poruszenie się konika polnego.
- Polowanie zakończyło się pełnym sukcesem... - szepnął. Naprężył mięśnie, miał już skoczyć, gdy nagle usłyszał:
- Mohatu! Wracaj do domu!
Właśnie w tym momencie jego mała zdobycz odskoczyła i w mig zniknęła lwiątku z oczu. Brązowy lewek westchnął smętnie i odkrzyknął:
- Już idę, mamo!
Odwrócił się i wolnym krokiem opuścił równinę zwieńczoną górami.
---------------------------------
W tym czasie miodowa lwica leżała na głazie, nieopodal swojej jaskini. Jej ogonem bawił się jej młodszy syn, Choyo. Oboje byli już najedzeni, a obok nich leżały resztki martwej zebry. Oczekiwali tylko na powrót Mohatu, a sama w sobie Hasani (matka Mohatu i Choyo) była dość nadopiekuńcza.
- No gdzie on jest? Czy on musi mnie nigdy nie słuchać? - warczała pod nosem miodowa. Jej syn wskoczył na skałkę, usiadł obok łap lwicy i zapytał:
- Mogę po niego pójść?
- TY? - prychnęła czerwonooka. - O, nic z tego Choyo! Jak już tam pójdziesz, to na pewno będziecie się bawić, a wtedy ja będę musiała szukać was obu! - nagle, ton jej głosu z łagodniał. Przybliżyła łapą do siebie lwiątko i powiedziała: - Ale wiesz co? Byłeś dzisiaj grzeczny i nie spóźniłeś się, więc zostaniesz nagrodzony. Kiedy twój brat wróci i zje obiad, zostanie w jaskini, zaś ty pójdziesz ze mną na małą lekcję polowania, zgoda?
Propozycja była istotnie kusząca. Ale Choyo wziął jedno pod uwagę - zrozumiał, że nie będzie z nimi Mohatu. Od razu przeszedł do tego tematu.
- Ale, mamo... to nie będzie fajna zabawa bez Mohatu! - odrzekł. Hasani ujrzała jego smutną minę. W środku serce jej się kroiło, lecz miała również swoje surowe zasady. Nigdy z nich nie zbaczała i teraz też nie zamierzała, tym bardziej, że jej starszy syn, zbyt przypominał jej o makabrycznej przeszłości. Wzięła oddech i oznajmiła:
- Wiem, że to twój brat, ale zrozum - życie to nie jest zabawa, tak jak uważa Mohatu. Zresztą, kiedy dorośniesz, to zrozumiesz. Na razie nie będziemy o tym rozmawiać.
Zza traw wyskoczyła mała, brązowa postać. Gdyby tylko wiedział, o czym przed chwilą rozmawiał jego brat z jego matką... Podszedł do głazu na którym leżała Hasani i uśmiechnął się do niej, usiłując jakoś załagodzić jej gniew. Ta jednak zmierzyła go chłodnym wzrokiem. Mina Mohatu natychmiast zbrzydła.
- Zapomniałeś, co ci powiedziałam rano? - zapytała z naciskiem.
- Nie, mamo. Ja na prawdę przepraszam... - wydukał. Lwica zaraz mu przerwała.
- Nie, synu. Idź już jeść, a potem wróć do jaskini i pod żadnym pozorem nie próbuj wychodzić, jasne? Zostajesz sam.
- A wy, gdzie idziecie? - spytał lewek, usilnie powstrzymując się od płaczu.
- Choyo nie jest, taki jak ty i zasłużył na to, abym nauczyła go polować!  A teraz jedz! - ton głosu brzmiał jak rozkaz. Lwiątko potulnie podeszło do zebry i zaczął jeść malutkie, lecz żylaste kawałki. Następnie wszedł do jaskini i ułożył się w jej kącie. Jego brat podbiegł do niego i szepnął mu do ucha:
- To nie twoja wina... przepraszam cię.
- Nie masz za co. Idź już. - odpowiedział Mohatu smętnym głosem. Głowa opadła mu na łapy, a słuchy z dala wyłapały ciche słowa Choya:
- Cześć...
------------------------------------------------------------------------
Tak wiem, akcja marna jak na początek i nie ma nic ciekawego. Mam nadzieję tylko, że nie zniechęciłam i choć troszkę wzbudziło wasze zainteresowanie ;)


"Każdy człowiek jest jak Księżyc.
Ma swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu."
~Mark Twain

Offline

#2 2013-05-26 09:28

Mamao(Kiara 0)
Administrator
Lokalizacja: Stado L.Z. v. 3.0
Data rejestracji: 2007-02-04
Liczba postów: 6,566
Autor/ka awatara: Carotte
Mów mi: Mamo ;P
Wiek postaci: młoda dorosła
WWW

Odp: Król lew - Kroniki z Lwiej Ziemi

Przyznam, od razu zaczyna człowiekaaa...lwa, zastanawiać co takiego Mohatu matce "zrobił", że go nie lubi. Pisz dalej, pisz!

Offline

#3 2013-05-26 13:29

Moon
Użytkownik
Data rejestracji: 2013-02-21
Liczba postów: 72

Odp: Król lew - Kroniki z Lwiej Ziemi

Rozdział I "Gwiazdy"

Mohatu odpoczywał tuż przed jaskinią. Leżał na grzbiecie i ze smutkiem patrzył na ciemniejące niebo. Czuł w sobie pustkę, która jeszcze nigdy mu nie doskwierała i dopiero po chwili uświadomił sobie, co go gryzie. Tęsknił za "kimś-o-kim-mama-zabraniała-mu-mówić", a mianowicie o ojcu. Nigdy go nie widział, prawie nic nie wiedział na jego temat. Hasani opowiadała kiedyś, kiedy on i Choyo byli jeszcze malutcy, że ich tata był tyranem i dlatego uciekła razem z nimi ze swojego stada i podjęła się samotnego życia. Mówiła również, że jej starszy syn zbyt wyglądem go przypomina i na pewno będzie taki sam (tu miała oczywiście na myśli Mohatu). Teraz jednak lwiątko zaczęło się zastanawiać, czy to wszystko prawda. Wychowując się bez niego i mając to od początku życia wpajane, trudno mu było zmienić owe przekonanie, lecz uważał, że jego matka przesadza.
- Ech... - westchnął, patrząc na niewielkie, białe kropki ukazujące się na niebie. - Gdybym tak mógł go poznać.
Nagle, jakieś nerwowe jęki, a potem nawoływania rozległy się z nieba. W pierwszej chwili Mohatu uznał, że to tylko zwierzęta. Prędko zmienił zdanie widząc, że jedna z gwiazd bardzo szybko przemieszcza się i rośnie, zbliżając do niego. Wkrótce urosła tak bardzo, że lewek zaczął się bać. Czmychnął, chowając się za krzakami. Czyiś głos, bardzo łagodny i przyjazny, odezwał się:
- Nie bój się, Mohatu. To ja, Mwezi, brat twojego ojca.
Brązowemu sierść zjeżyła się na karku. Z przerażeniem w swoich wielkich, pomarańczowych ślepiach, wyszedł zza zielska i przełknął głośno ślinę. Ujrzał przed sobą wielką tarczę blasku, w której siedział lew o ciemnobrązowym futrze, czarnej grzywie i błękitny ślepiach z których biło oślepiające światło. Lwiątko zaczerpnęło powietrza i przetarło oczy. Zdawało mu się to nieprawdopodobne. A jednak, to wszystko było szczerą rzeczywistością.
- Mohatu. - rzekł lew. - Szukasz swego ojca, prawda? Nie szukaj go pośród umarłych - tu go nie znajdziesz! Ale również nie staraj się go szukać wśród żywych.
- J-jak to? Dlaczego? - zapytał lewek. - To twój brat, a mimo to jesteś przeciw niemu?
- Chyba jeszcze nie rozumiesz... - stwierdził Mwezi. - Twój ojciec to istotny potwór, twoja matka miała rację. Czynił rzeczy tak okrutne, że lepiej, abym TERAZ. Kto wie, może w przyszłości? Ale do rzeczy, Mohatu. Przybyłem tutaj tylko po to, chcąc ci uświadomić, że jeśli cała wasza trójka tu zostanie, będziecie w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - dopytywał. Duch spojrzał w niebo i obwieścił:
- Nadchodzą nowe czasy... dużo mroczniejsze, gorsze i trudniejsze. Hieny i lwy... śmiertelni wrogowie! Jeśli ty i twoja rodzina tu zostaniecie, zabiją was albo jedni - bo w stadach lwów na pewno znajdzie się twój ojciec - albo drudzy - hieny, które was wszystkich nienawidzą. To wszystko, co mogę ci na razie powiedzieć. - po owej wypowiedzi, odwrócił się i już miał zniknąć w wielkiej, białej tarczy, gdy usłyszał:
- Stryjku, zaczekaj! - zatrzymał się i odwrócił łeb. - Czy mógłbyś mi opowiedzieć jednak o ojcu? Tylko prawdę, dobrze?
Mwezi westchnął. Powrócił na swoje dawne miejsce, usiadł i rozpoczął:
- Dobrze. W kłamstwach jak widać najlepszy nie jestem. No więc, twój ojciec nosi imię "Adui". On, ja, nasza siostra - Lulu i twoja matka urodziliśmy się w jednym stadzie. Dzieciństwo, było nawet spokojne, ale do pewnego czasu. Dokładnie po śmierci ojca naszej trójki i jednocześnie przywódcy. Przed tym, wysłuchaliśmy ostatniej jego woli. Powiedział, że ja i Lulu jako jego faworyci mamy objąć władzę w stadzie i podzielić się obowiązkami. Każdy o tym wiedział, niestety - Hasani i Adui też. Twoja matka nie była jednak tak samo zła jak mój brat z którym się związała. Oboje jednak zazdrościli nam tej władzy, można było to poczuć. Gdybym tylko się spodziewał, co oni na prawdę knują. Otóż Adui zapragnął władzy ponad wszystko inne, w koło gadał o panowaniu nad stadem i jak to jest być przywódcą. Często o to pytał, a ja jak głupi odpowiadałem. Pewnego dnia przyznałem się jednak do czegoś, przez co... zresztą, sam za chwilę usłyszysz. Mój brat przyszedł do mnie z kolejnym pytaniem o władzę. Jednak z dość nietypowym. Zapytał:
"Mwezi, czy to prawda, że król może robić co tylko chce i nikt mu tego nie zabroni?"
Ja powiedziałem mu prawdę, mówiąc:
"Tak, ale być królem to coś więcej niż robienie tego, co się chce."
Dopiero po chwili zorientowałem się, że Adui odszedł ode mnie, zaraz po tym kiedy powiedziałem "TAK". Wzruszyłem tylko ramionami i nic nie zrobiłem, powracając do swoich obowiązków. Natomiast mój brat przybiegł do Hasani i przekazał to, co dowiedział się ode mnie. Wtedy razem zaczęli knuć intrygę, głównie przeciwko mnie. No i owego dnia o którym ci wcześniej wspomniałem, przyszedł do mnie ponownie Adui, tylko, że z innym pytaniem:
"Czy moglibyśmy się przejść? W końcu, tak dawno szczerze - jak brat z bratem - nie rozmawialiśmy."
Spodziewałem się, że on już przestał być zazdrosny o moje przywództwo. Myliłem się. Zaprowadził mnie bardzo daleko od naszych terenów, a tam zatrzymał się. Wyjawił swoje prawdziwe intencje. Powiedział mi:
"Wiesz co, braciszku? Jak przywódca stada może być, aż tak naiwny?"
Mówił to takim szyderczym tonem, że aż ciarki przeszły mi po grzbiecie. Odwróciłem do niego głowę, chcąc krzyknąć "Cooo?!", ale ten już się na mnie rzucił. Walka pomiędzy nami trwała dość długo. Udało mi się go powalić, chciałem na niego skoczyć, aby uniemożliwić mu ucieczkę, ale przeliczyłem swoje własne możliwości. Adui odepchnął mnie tylnymi łapami, a ja spadłem poza krawędź. Udało mi się chwycić wystającej skalnej półki, jednak nic mi to nie dało. Mój brat zeskoczył do mnie, chwycił za łapy i szepnął ostrym, jadowitym głosem:
"Nie... NIGDY!"
I zrzucił mnie wprost do rwącej rzeki. Nie miałem szans na przeżycie. Potem już jako duch widziałem wszystko, co się działo w stadzie. Adui opowiedział wszystkim o mojej śmierci, jednak nawymyślał najbzdurniejszą historię. Udawał nawet swój płacz, ale tylko ja on sam i Hasani wiedzieliśmy prawdę. O władzę nie musiałem się co prawda martwić - została jeszcze Lulu, ale bałem się, że mój brat wyeliminuje ją tak samo jak mnie. Nie myliłem się. Po niedługim odstępie czasu, kiedy już wszyscy się pozbierali Adui wpadł na inny pomysł pozbycia się siostry. Podzielił się nim z Hasani, lecz ta zaczęła się brzydzić tym co robi jej partner. Ona sama była do owego planu potrzebna, więc bez niej by nie wypalił. Więc mój brat sam wziął sprawy w swoje łapy. Upolował zebrę - specjalnie - starą i schorowaną. Odszukał swoją lwicę i powiedział jej:
"Daj tą zebrę Lulu. Tak na pocieszenie. Sam ze swojej strony chciałbym cię przeprosić."
Hasani w to uwierzyła. Wzięła zebrę i dała jej mojej siostrze, która najbardziej przeżywała moją śmierć. Nie zauważyła wyraźnych śladów, które by wskazywały na zły stan zdobyczy. Od razu ją zjadła, a już po kilku godzinach znaleziono ją martwą. Wtedy twoja matka zorientowała się, że to wszystko podstęp twojego ojca. Chciała opuścić stado, ale on jej nie pozwolił. A kiedy jeszcze Hasani dowiedziała się, że miała urodzić was... Powiedziała o tym Adui'emu. Jednocześnie przekazała, że nie chce, aby taki tyran jak on wychowywał was obu. Wtedy on ją uderzył. Wasza matka uciekła, tym razem jej się udało. Uderzenie jej partnera było tak silnie, że kiedy was urodziła, miała jeszcze dwa inne lwiątka - wasze siostry. Te jednak urodziły się martwe. Hasani widząc Choyo, spostrzegła, że jest bardziej podobny do niej i go zaakceptowała. Ale kiedy obejrzała ciebie, uznała, że wyglądasz prawie jak twój ojciec. Sądziła, że będziesz taki sam i nadal taki sądzi, dlatego traktuje cię z dystansem. Oto cała prawda.
Mohatu westchnął. Teraz wszystko zrozumiał. Czuł drobną urazę do matki, za to, że sama chciała śmierci jej stryja. Mimo tego, nie przestał jej kochać.
- Cóż... - szepnął. - Dziękuję, za tą historię. - ściana blasku, rozpłynęła się w mroku nocy. Lwiątko weszło do jaskini i położyło spać. Bardzo chciał opowiedzieć o tym młodszemu bratu.
---------------------------------
Hasani i Choyo nic nie wiedzieli o tym zdarzeniu. Wrócili do jaskini bardzo spokojni. Mohatu zauważył ich już z daleka. Podbiegł do nich i zawołał:
- Cześć mamo! Cześć Choyo! - jego głos nie był jednak napełniony entuzjazmem. Z trudem tłumił to, co leżało mu na sercu.
- Witaj Mohatu. - powiedziała zaspanym tonem miodowa lwica. - Ja idę spać i wam chłopcy radzę to samo. Jeśli się obudzę, a was nie będzie w jaskini, dostaniecie szlaban. - i tu spojrzała surowo na starszego syna. Kiedy się oddaliła, Mohatu skoczył w stronę swego brata i zaraz zaczął gadać jak katarynka:
- Choyo, nawet nie wiesz, co przed chwilą się stało! Normalnie, nie uwierzysz! Przyszedł do mnie duch naszego stryja! Serio! Super, prawda?
- Chwila, chwila! - powstrzymał go przed wyliczaniem kolejnej fali słów. - Po kolei! Mówiłeś, że co widziałeś?
- Ducha naszego stryja! - powtórzył. Choyo pomachał mu łapą przed oczami.
- A dobrze się czujesz? Bo ja nie sądzę żeby było wszystko z tobą w porządku.
- Wiedziałem, że tak będzie! Czekaj! Opowiem ci całą historię!
Po czym zaczął opowiadać Choyo o swoim nie zwykłym spotkaniu, o ojcu, o zachowaniu matki, o dawnym stadzie i o wszystkim co duch Mwieziego mu przekazał. Wtedy dopiero jego brał dał się przekonać, ale najbardziej zainteresował się sprawą śmierci ich ciotki i stryja. I - w przeciwieństwie do Mohatu - znienawidził mamę. Następnego dnia miał zamiar powiedzieć jej, co o niej myśli, bez względu na to, jak ona zareaguje. Oczywiście, nie mówiąc o tym Mohatu.
------------------------------------------------------------------------
Ufff, na reszcie skończyłam :D ! Cieszę się, że ktoś czyta to moje nędzne opowiadanie. Już wkrótce rozdział II !


"Każdy człowiek jest jak Księżyc.
Ma swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu."
~Mark Twain

Offline

Zalogowani użytkownicy przeglądający ten wątek: 0, goście: 1
[Bot] claudebot

Stopka

Forum oparte na FluxBB
Modified by Visman