Nie jesteś zalogowany na forum.
19 lipiec 2020r.
Piszę by nie zwariować. Cholera, cholera, cholera. Nawet nie wiem jak zbytnio pisze się takie pamiętniki. Myśl…
Dobrze… to może tak.
Nazywam się Andrzej. Mieszkam w Polsce, w miejscowości Szklana Góra, w pobliżu Warszawy. Jestem… a tak właściwie byłem uczniem 3 klasy gimnazjum. Najbardziej lubię sport, piłkę nożną. Hah, swoją drogą miałem mieć zawody. Ale wszystko musiało się powalić. Wczoraj dzień był normalny. Jeszcze.
Obudziłem się jak zwykle, zjadłem śniadanie i do szkoły. Właściwie nie wiem po co, bo i tak nic tam nie robiłem. Ale WF był fajny. Chociaż tyle.
Wróciłem do domu jak zwykle, o 15. Rodziców jak zwykle jeszcze nie było. Zjadłem ten nieszczęsny makaron… cholera, wiele bym teraz za niego dał.
Włączyłem telewizor, miał być mecz. Ale przypadkowo włączył się program z informacjami. Chyba, TVN 24. Od rana gadali wtedy o „kryzysie” i „nowej zimnej wojnie”. No nic, polityk coś powie a media od razu, wielkie halo. Jaki ja wtedy byłem głupi…
Mecz skończył się wynikiem 5:4. Dziwne, pamiętam to. Do około 19 rzucałem piłkę do kosza kiedy zadzwoniła moja komórka. Rodzice kazali mi iść do sąsiadów. Nie wrócą na noc, bo zatrzymali ich na granicy. Jakieś problemy czy coś. Nie chcą mnie zostawiać samego, bo podobno za dużo imprezuję jak na mój wiek. Oczywiście… No może trochę.
Poszedłem do ich domu, jak zwykle oglądali jakiś serial. Przywitałem się i dołączyłem do oglądania. Coś koło 21 zaczęło się moje piekło. Moje i zapewne wszystkich ludzi. Serial nagle się urwał i na ekranie pojawił się komunikat o zagrożeniu bombowym. Z początku zareagowaliśmy uśmiechem. Ruscy się zbroją, to i nasi mają stracha. Ćwiczenia i tyle. Mój uśmiech nie trwał jednak długo.
21:37… rozlega się dźwięk syren. Modulowany… jak uczył nas nauczyciel EDB, oznacza to alarm lotniczy. Pani Danuta mdleje, mąż ją cuci. Rozkazuje mi biec do piwnicy, jest płytko ale ma w niej schron. Sympatyk wojen cholera…
Wbiegam tam, czekam na nich.
Cisza…
Słyszę krzyk, mam zamknąć drzwi.
Zamykam
Ciemność
Syreny wyją, słyszę krzyk ludzi.
Nagle potężny dźwięk przerywa tą anarchię.
Ziemia się trzęsie, ale schron się trzyma.
Słyszę uderzające o niego kawałki, czegoś twardego.
Krzyczę i płaczę ze strachu.
Syreny przestają wyć.
Ludzie przestają krzyczeć.
Cisza…
Potworna cisza.
Otwieram oczy, próbując coś dostrzec, znajduję przełącznik światła.
Wreszcie mogę coś dostrzec.
Schron jest wyposażony w 2 łóżka i jakiś telewizor. Jak widać ma on jakiś generator prądu. Bogu dzięki jest tu jakaś toaleta. Widzę biurko. Otwieram je, znajduję notes oraz podręcznik co robić gdy dzieje się taka sytuacja. Po pierwsze nie panikować. No k***a łatwo powiedzieć. Czytam dalej. Sprawdzić czy mam jakiś prowiant. Znajduję 2 butelki wody i jakieś 3 batoniki. Źle, bardzo źle. Następny punkt. Ważne! Przede wszystkim nie wychodzić, do czasu gdy nie pozwolą na to odpowiednie służby. Rozumiem. Podręcznik poleca, aby w takim momencie spisywać chociażby pamiętnik, by mieć co robić.
Tak prezentował się wczorajszy dzień. Zasnąłem w nadziei, że gdy rano się obudzę będę we własnym łóżku, a rodzice będą na dole zdenerwowani, czemu krzyczałem w nocy i nie dałem im spać.
Obudziłem się, koszmar wciąż trwa. Zużyłem połowę butelki wody i zjadłem batonik. Piszę to teraz, by nie zwariować. Ja Andrzej, 19 lipca. Wierzę, że odpowiednie służby się tu zjawią. Wierzę w to bardzo i oczekuję pomocy. Bogu dzięki jest tu jakaś toaleta…
Słów kilka, na sprostowanie:
-miejscowość jest fikcyjna (co i tak wszyscy wiedzą)
-nie wiem jak odwzorowałem klimat apokalipsy, ale mam nadzieję, że dość dobrze
-przepraszam, za użycie (ocenzurowane) wulgaryzmu, ale zastosowałem go by podkreślić odczucia bohatera. Jeżeli administracji się nie podoba, proszę o jego usunięcie.
"Jasność tysiąca słońc, rozbłysłych na niebie, oddaje moc Jego potęgi. Teraz stałem się Śmiercią, niszczycielem światów." Robert Oppenheimer
Offline