Stado Lwiej Ziemi

Stado Lwiej Ziemi

Nie jesteś zalogowany na forum.

Ogłoszenie

#1 2011-11-20 13:53

Mazuer
Użytkownik
Lokalizacja: Małopolska/ Górny Śląsk
Data rejestracji: 2011-11-19
Liczba postów: 1,040

Król Lew 1943- wojna i pokój

Rozdział I

      Potężna kula słoneczna powoli i majestatycznie zaczynała wyłaniać się znad horyzontu. Pierwsze promienie życiodajnego ciepła zaczynały nieśmiało rozświetlać sawannę, wstawał nowy dzień, ptaki już się nieco ożywiły i poczęły swe poranne trele. Również inne zwierzęta wybudzały się z błogiego snu, jednakże poranna wilgoć i lekki chłód zachęcały do pozostania w swych legowiskach  aż do czasu, gdy słońce dostatecznie osuszy i nagrzeje teren. Tymczasem w jaskini na Lwiej Skale panował względny spokój, z wnętrza kamiennej pieczary dochodziły tylko miarowe świsty i posapywania, władcy tego terenu zwanego Lwią Ziemią byli pogrążeni nadal we śnie, choć ich spokój za chwilę miał zostać zburzony. Gdy słońce zaczęło wpuszczać swe promyki do wnętrza legowiska, na kamiennej półce ukazały się dwa lwy, a właściwie lew i lwica. On posiadał ciemną grzywę i brązowe futro oraz szramę na oku, ona zaś lekko żółte umaszczenie wpadające w beż, przystanęli na końcu skały i rozpoczęli rozmowę:
- Kiara, nie zmarzłaś w nocy? Było chłodno, a kiedy wróciłem z nocnych łowów to już nie dałem rady odnaleźć cię w jaskini, lwice tak się rozłożyły, że nie sposób było chodzić, by nie nadepnąć na którąś.
- Ha, ha! Ty naprawdę jesteś czasem przewrażliwiony na punkcie mojego zdrowia. Mogę cię zapewnić Kovu, że spałam świetnie, poza tym od czego ma się rodziców? Mama z tatą dopilnowali żebym nie zamarzła na śmierć!- rzekła z ironią lwica i spojrzała z politowaniem na lwa.
- Ech, ty to zawsze obracasz wszystko w żart- powiedział lew, jako książę i twój małżonek mam obowiązek dbać nie tylko o sprawy stada, ale i o ciebie. Poza tym jesteś oczkiem w głowie Simby, więc wolę dmuchać na zimne- uśmiechnął się i przysunął bliżej Kiary.
- Fakt, tata czasami przesadza z tą opiekuńczością ale jest to do wytrzymania, zwłaszcza kiedy wie, że ty jesteś ze mną- powiedziała i przytuliła się do lwa.
Spoglądali wspólnie na sawannę i rozkoszowali się wstającym pięknym dniem, nagle zza szczytu Lwiej Skały nadleciał niebieski ptak i ukradkiem usiadł za tuląca się parą.
-Ekhm....witam książęcą parę- rzekł ptak i czekał na odpowiedź.
Kovu i Kiara natychmiast odwrócili się do rozmówcy.
- Witaj Zazu- rzekł lew, co cię sprowadza do nas? Pewnie jakiś poranny raporcik, albo coś w tym guście?- na pysku lwa zarysował się uśmiech. 
- Książę, znowu kpisz?- westchnął Zazu, zaczyna mnie to powoli męczyć, poza tym jest za wczesna pora na raport. Muszę odebrać instrukcje od Simby, jakie tereny mam dzisiaj zlustrować, jako że król śpi prosiłbym o obudzenie go, jest to bowiem bardzo ważne zadanie.
- Jasne i tak pora już na pobudkę- powiedziała Kiara i raźnym krokiem ruszyła do jaskini, Kovu! Co tak stoisz? Chodź tu natychmiast!
Lew energicznym skokiem dogonił wybrankę.
-WSTAWAĆ! WSTAWAĆ!- głos Kiary rozbrzmiewał po jaskini. Zdecydowanie śpicie za długo a tu taki piękny dzień. Kiara podeszła do rodziców.
-Tato! Mamo! Wstawajcie! Zazu czeka na jakieś rozkazy!-krzyknęła lwica i zaczęła poszturchiwać ojca w bok.
-Co? Aaaa..tak, rozkazy, już wstaję, wstaję- Simba przeciągnął się i wstał. Nasza córka chyba wdała się jednak w ciebie, Nala, ja tak wczas nie lubiłem robić pobudki rodzicom- zwrócił się do leżącej obok błękitnookiej lwicy.
-Tak? Ja sobie przypominam, że dosyć często raczyłeś nadeptywać na mnie albo na moją mamę, gdy podbiegałeś do swoich rodziców aby ich obudzić- rzekła ze śmiechem Nala.
-No może czasami tak robiłem, heh, stare dobre czasy dzieciństwa-rzekł lew. Ale teraz do roboty, przede wszystkim trzeba wysłać Wielkiego Dzioba w parę miejsc.
- Ten sam Simba co zawsze, ważny król a nabija się z biednego Zazu- pomyślała Nala, i powoli ruszyła za lwem.
- Dzień dobry panie!- rzekł dzioborożec i ukłonił się. Czekam na instrukcję.
- Dzień dobry Zazu, dzisiaj twym zadaniem będzie penetracja terenów przylegających do pustyni, wiem że to meczące ale koniecznie trzeba to zrobić, bowiem od jakiegoś czasu dochodzą zza pustyni odgłosy dalekiego dudnienia i szumów. Raportowałeś mi nawet kiedyś, że zwierzęta odczuwają drżenie ziemi w czasie tych dziwnych dźwięków. Oceń więc sytuację i zdaj mi raport- rzekł król i spojrzał na majordomusa.
- Tak panie! Natychmiast wyruszam!- służbiście stwierdził ptak i odleciał.
W międzyczasie reszta lwic wyszła z jaskini i przygotowywała się do przedpołudniowego polowania. Na skałę wdrapał się także guziec z surykatką, intensywnie o czymś dyskutowali.
-Mówię ci Timon, to przez te dziwne odgłosy nie ma tych tłustych larw błotnych, pochowały się i tyle!- z pasją mówił guziec.
- Wiesz Pumba, mam wrażenie że ostatnio zbyt dużo się nad tym zastanawiasz- powiedziała surykatka. A poza tym tłuste larwy nie są zdrowe!
-Znowu zaczynasz?!- krzyknął Pumba. Ile razy ci mam powtarzać..... Nie zdążył dokończyć, bowiem Simba zwołał lwice i zaczął im coś tłumaczyć. Para przyjaciół także się zbliżyła by posłuchać.
- Polowanie dzisiaj zaczynają Sarafina i Sarabi, reszta lwic pozostanie w tyle, na wypadek gdyby jakaś antylopa gnu się odłączyła, wtedy Nala z Kiara ruszą w pościg. My z Kovu dołączymy do was później, bowiem jak wiecie szkolę go dalej w tajnikach władzy królewskiej, prawda zięciu?- zwrócił się do lwa.
- Tak, oczywiście- przytaknął Kovu.
- Żebym nie zapomniał, naganiaczem dziś będzie Vitani, opanowała do perfekcji ten element polowania- zwrócił się do smukłej lwicy o o ostrych rysach pyska.
- Staram się Simba, a że to lubię to inna sprawa- powiedziała lwica i błysnęła z zadowolenia kłem.
- Zaczynajcie więc!- krzyknął na odchodne swemu stadu.
Słońce było już w zenicie, upał był potężny. Tymczasem na Lwiej Skale odbywały się lekcje rządzenia Lwią Ziemią, młody lew z wielkim zapałem poznawał tajniki władzy przekazywane przez króla. Timon i Pumba przysłuchiwali się im z lekkim znudzeniem. Wtem z dużą szybkością przyleciał Zazu. Widać było, że w jego oczach malowało się przerażenie. Usiadł przed Simbą, Kovu wraz z Timonem i Pumbą otoczyli ptaka.
-Pppppaaanie- wybełkotał ptak. Nie wiem jak to opisać, nigdy czegoś takiego nie widziałem!
-Uspokój się przyjacielu, mów co się stało?-rzekł król
-Patrolowałem granicę Lwiej Ziemi, tą która przylega do pustyni, miałem już wracać, gdy pojawił się tuman piasku i zaczął się zbliżać w moim kierunku. Usłyszałem warkot i nagle.....ptak stracił oddech.
- Co zobaczyłeś? Co?- Zaniepokoił się Simba.
-Stalowe bestie i ludzi wewnątrz nich, reszta ludzi posuwała się wolno za nimi w równej kolumnie.
- Uspokój się, to jeszcze nic nie znaczy, ludzie wiele razy przybywali tutaj i nic się nie działo- odpowiedział Simba.
- Tak, ale ci są inni- rzekł Zazu, mają dziwny wygląd i rozmawiają w języku którego dotychczas nie słyszałem. Każda z tych trzech stalowych maszyn ma na bokach symbol czarnego krzyża, sam nie wiem co to wszystko znaczy.
- Musimy się zebrać-powiedział Simba, ja z Kovu znajdę lwice, ty Zazu z Timonem i Pumbą ruszycie po Rafikiego, może on coś nam więcej powie o tych ludziach z pod znaku czarnego krzyża.
-Ruszamy- powiedział Timon, sadowiąc się na głowie Pumby.
-Oby tylko nie było za późno na naradę- pomyślał Zazu i ze strachem zerkał w kierunku pustyni.
    Tymczasem właśnie z terenów graniczących z pustynią, zaczął narastać hałas, w pewnym momencie, dało się już słyszeć pojedyncze słowa, które z biegiem czasu już dały się rozpoznać jako piosenka. Jednak nikt na Lwiej Ziemi nie rozumiał co znaczyły te słowa: 

Ein Heller und ein Batzen, die waren beide mein, ja mein,
Der Heller ward zu Wasser, der Batzen zu Wein, ja Wein,
Der Heller ward zu Wasser, der Batzen zu Wein.
  Heidi, heido, ha ha !!!
Heidi, heido, hei ha ha ha  !!!

KONIEC ROZDZIAŁU PIERWSZEGO

Ostatnio edytowany przez Mazuer (2011-11-21 10:48)


100pxnaramiennikkapitan.png


Kapitan.....i wszystko jasne. Pamiętajcie, wszyscy jesteśmy żołnierzami!!!

Offline

#2 2011-11-20 14:19

Des
Weteran
Lokalizacja: Dolny Śląsk
Data rejestracji: 2011-11-06
Liczba postów: 1,179

Odp: Król Lew 1943- wojna i pokój

ekstra mi się podoba poklon poklon poklon poklon


tumblr_nb3g390x5b1t4y72uo1_500.gif
"Najprawdziwszym złem na świecie są czyny człowieka."
Sarah J. Maas – Szklany tron

scar_fan_stamp_by_konyhyuga_sama-d4ffmmf.gif

Offline

#3 2011-11-20 18:11

samuel
Użytkownik
Lokalizacja: sawana
Data rejestracji: 2011-07-19
Liczba postów: 215

Odp: Król Lew 1943- wojna i pokój

Fajne nie ma co piszesz ze zrozumieniem wymyśliłeś ciekawe opko długie. dalsze losy poproszę. i powiem to co na początku fajne

//Miałeś na myśli: "Nie ma co, fajne. Piszesz ze zrozumieniem, wymyśliłeś ciekawe, długie opko. Poproszę o kontynuację i powiem to co na początku: fajne"??
Bo nie załapałem. Ibiliss//

tak chodzi o  to że mi się podoba i proszę o kontynuacje

Ostatnio edytowany przez samuel (2011-11-21 01:14)


Nie wiem czy postąpiłem właściwie, pewnie nigdy się nie dowiem... Ale udało mi się i z tego chyba powinienem się cieszyć. Striełok Stalker nad Stalkerów   

Awatar zrobiła http://laura-comics.deviantart.com/

Offline

#4 2011-11-20 19:44

Mazuer
Użytkownik
Lokalizacja: Małopolska/ Górny Śląsk
Data rejestracji: 2011-11-19
Liczba postów: 1,040

Odp: Król Lew 1943- wojna i pokój

Następny rozdział już niedługo, muszę tylko pozbierać myśli w całość. Słowa zachęty działają twórczo że tak powiem :P


100pxnaramiennikkapitan.png


Kapitan.....i wszystko jasne. Pamiętajcie, wszyscy jesteśmy żołnierzami!!!

Offline

#5 2011-11-22 14:19

Mazuer
Użytkownik
Lokalizacja: Małopolska/ Górny Śląsk
Data rejestracji: 2011-11-19
Liczba postów: 1,040

Odp: Król Lew 1943- wojna i pokój

Rozdział II

Tydzień wcześniej......
    Kapitan Fritz Wagner nie spał całą noc. Leżał na swej pryczy nieruchomo w solidnym, betonowym bunkrze na najdalej wysuniętej pozycji w głąb pustyni. Przez całą noc intensywnie rozmyślał o położeniu swych podwładnych i siebie samego, zdawał sobie sprawę, że wojna w Afryce jest przegrana, bowiem mimo geniuszu ich naczelnego dowódcy - słynnego ,,Lisa Pustyni", alianci zaczęli przechylać szalę  zwycięstwa na swoją stronę. Zaczynało brakować amunicji, zaopatrzenie i łączność mocno szwankowały, a co najgorsze w warunkach pustynnych- zmniejszono racje wody pitnej o 1/3. Z raportów również wynikało, że na innych frontach nie działo się lepiej- nasze wojska utkwiły na zimnych pustkowiach Rosji, co Berlin usiłował tuszować hałaśliwą propagandą- dawno przestałem wierzyć w zapewnienia stolicy-rzekł sam do siebie. Do Afryki zgłosił się na ochotnika, znał te tereny, bowiem wielokrotnie odbywał podróże geograficzno-odkrywcze ze swym ojcem, który nauczył młodego Fritza wszystkiego o specyfice tego lądu. Wagner tak jak jego ojciec był zafascynowany Afryką, jednak wojna nie pozwoliła mu na rozwijanie swych zamiłowań, wiadomo bowiem, że wojsko na rozkazie stoi i należy zaniechać innych spraw, dotyczących swej prywaty.
  Poczęło świtać, nagle z letargu kapitana wybudził przeciągły świst i wybuch, za chwile następny i następny, by po chwili zamienić się już w prawdziwą kanonadę.
-Oho-mruknął- brytyjscy dżentelmeni zaczynają swój poranny koncert, nie możemy być gorsi.
Wstał z pryczy i podszedł do rozkładanego stolika, na którym stał polowy aparat telefoniczny, zakręcił korbką i podniósł słuchawkę.
- Gefreiter Gruber na rozkaz!- odezwał się głos w słuchawce.
- Tu kapitan Wagner, natychmiast rozpocząć ostrzał w kwadracie 338!!
- Rozkaz!
Po chwili zagrzmiały ciężkie działa po lewej stronie bunkra. Kapitan zabierał się właśnie do pisania meldunku do dowództwa, gdy usłyszał jednostajną pracę silników. Zdążył tylko przypaść do ściany, gdy pierwsze bomby spadły na ziemię. Błysk, grzmot, mnóstwo pyłu i piasku, resztki jakiś przedmiotów zawirowały wokoło. Oficer doczołgał się do telefonu, który leżał teraz na ziemi w kupce piasku. Znów zakręcił korbką i podniósł słuchawkę.
- FLAK-BATTERIE!!!FLAK-BATTERIE!!!-wrzeszczał do słuchawki, starając się przekrzyczeć wybuchy i odgłosy samolotów- natychmiast rozpocząć ostrzał przeciwlotniczy!!! Nikt jednak nie odpowiadał, a wybuchy bomb mieszały się z krzykami ludzkimi. Ten kwadrans wydawał się wieloma godzinami, każda sekunda dłużyła się w nieskończoność. Wreszcie warkot motorów począł się oddalać. Wagner wyszedł z bunkra, uderzyło go upalne i suche powietrze pustyni, wyciągnął lornetkę i zaczął obserwować dzieło zniszczenia. Ostatnia bateria dział, która dawała osłonę przed nieprzyjacielem była doszczętnie rozbita, po stanowiskach artyleryjskich pozostały głębokie leje z których wydobywał się  czarny, gryzący dym. Do kapitana podbiegł żołnierz w takim jak on, piaskowym mundurze.
-Panie kapitanie, to koniec, widziałem już zbliżające się oddziały angielskie, gdyby nie ten nalot amerykanów, może by dało się coś zrobić, teraz jesteśmy odcięci!!!-powiedział żołnierz.
-Kurt, uspokój się, skoro Anglicy przerwali naszą linię obrony obrony, pozostaje nam jedno.....marsz przez pustynię- ze stoickim spokojem powiedział kapitan-chyba że wolicie się poddać?
-Nigdy!- z zapałem krzyknął żołnierz.
- To świetnie, zbierz ludzi i sprawdź, które pojazdy są jeszcze zdolne do jazdy po tym nalocie.
-Tak jest!- Kurt zasalutował i zniknął za wydmą piasku.
Pół godziny później wszystko już było gotowe, oddział Wagnera liczył 25 osób, ze sprawnych maszyn pozostały tylko trzy- osobowy VW Kubelwagen, ciężarówka Opel-Blitz i transporter półgąsienicowy Sdkfz 6. Załadowano na nie resztę amunicji, jedyny sprawny karabin maszynowy oraz zapas wody, żywności i paliwa. Kapitan zebrał swoich ludzi.
- Soldaten! Nasza sytuacja jest ciężka, jednak zdecydowałem się abyśmy ruszyli przez pustynię i w ten sposób dołączyli do reszty naszych wojsk, jest to jedyna szansa na wyjście z okrążenia, Brytyjczycy nie zdecydują się na pościg za nami, nie znają terenu i nie mają map, liczę więc na waszą karność i wytrwałość! Wsiadać do wozów!!- rozkazał Wagner.
Gdy żołnierze zaczęli wsiadać, od strony słońca z wielkim impetem, nadjechała ciężarówka z licznymi śladami po kulach i dymiąca parą z silnika. Z szoferki wyskoczył oficer w piaskowym mundurze, ale z zupełnie innymi dystynkcjami, na czapce miał trupią czaszkę i symbole błyskawic na patkach kołnierza. 
- Który z was to kapitan Wagner?- rzekł z nutą wyższości w głosie.
-To ja, czy my się znamy?- odrzekł ze zdziwieniem.
- Nie sądzę, zresztą nie mamy czasu na pogaduszki. Za godzinę będą tu alianci, mam rozkaz dołączyć do was z moimi 20- osobowym oddziałem, i próbować się przebić do naszych.
- Właśnie kończymy załadunek, niech wasi żołnierze się przepakują do naszych wozów, bo wasz raczej już nie pojedzie- Fritz wskazał na ciężarówkę- Nie dosłyszałem tylko nazwiska kolegi- uśmiechnął się kapitan.
-Nazywam się Joschke, sturmfuhrer Herbert Joschke, i nie jestem waszym kolegą kapitanie!!! Nigdy nie zawieram znajomości z żołnierzami piechoty, nawet oficerami, skoro musimy być razem w oddziale to niech nasze relacje pozostaną służbowe- rzekł zimno i z wyrachowaniem Joschke.
- Mhm, tak oczywiście, niech pan wsiada ze swoimi ludźmi do ciężarówki, na czele kolumny pojedzie mój Klubelwagen- sucho odpowiedział Fritz
Oddział Joschkego załadował się na pojazdy, złożony był z takich samych fanatyków i służbistów co ich dowódca.
- Z tymi trupiarzami będą jeszcze kłopoty- westchnął kapitan i wsiadł do auta- Kurt, ruszamy!
Po chwili kolumna wozów rozpoczęła jazdę w kierunku pustyni. Jazda upływała monotonnie, pojazdy mozolnie jechały prze spieczona pustynię, robiono tylko przerwy wieczorami, na posiłki, nocą kontynuowano jazdę. Szóstego dnia od samego rana zaczął wiać silny wiatr, by po paru godzinach rozpętać ogromną burzę piaskową.  Mimo to kontynuowano trasę, Wagner dopiero dostrzegł pod wieczór, że kompas, który ocalał z nalotu, ma zatartą piaskiem wskazówkę i wskazuje błędny kierunek.
- Jesteśmy zgubieni, jeżeli nie znajdziemy oazy będzie po nas.- pomyślał, zdecydował się jednak nic nie mówić ludziom a w szczególności Joschkemu.
Burza ustała tak szybko jak się pojawiła, jednak coraz większym problemem był brak wody, nie tylko dla ludzi, ale tez do chłodzenia spracowanych silników. Kapitan chciał zarządzić postój, gdy wtem jeden z żołnierzy, idących przed kolumną pojazdów w celu sprawdzania terenu, zaczął krzyczeć: Widzę wodę!!
Wagner szybko wstał z fotela pojazdu i wyjął lornetkę, rzeczywiście widać było srebrną smugę wody, odbijająca promienie słoneczne i liczne zielone tereny.
-Jesteśmy uratowani- rzekł do kierowcy, rozkaż ludziom wyjść z samochodów, niech idą za wozami z bronią, na wszelki wypadek, gdybyśmy spotkali nieprzyjaciela.
Kolumna posuwała się nieco wolniej, gdy zbliżyli się na tyle, że mogli rozróżniać poszczególne drzewa i krzewy, pojawił się nad nimi ptak, który zaczął krążyć na małej wysokości.
-Strzelać?- powiedział Joschke, który szedł obok Wagnera.
- Nie trzeba, to tylko dzioborożec, te ptaki są bardzo ciekawskie, poza tym strzał mógłby naprowadzić na nas wroga.
- Racja, nie zmienia to jednak faktu, że musimy spełnić obowiązek jaki narzuciła na nas nasza ojczyzna i walczyć do końca, a nie uciekać i bać się nawet strzelać- z dumą rzekł człowiek z trupią czaszką na czapce.
- Mmmm..tak, zapewne ma pan rację- powiedział z irytacją Fritz, miał już dość tego zajadłego służbisty.
Ptak tymczasem tak szybko zaczął odlatywać, jakby się przestraszył.
Kolumna samochodów zatrzymała się już w głębokiej trawie sawanny. Kapitan wysłał swoich ludzi do wodopoju, który zauważył przez lornetkę, ludzie zmęczeni ale zadowoleni szli po wodę śpiewając piosenkę, było już pewne że nieprzyjaciela tutaj nie ma.
- Gdzie my właściwie jesteśmy?- powiedział Joschke- Wagner, domagam się odpowiedzi.
Kapitan tymczasem lustrował okolicę, nagle zauważył coś, o czym opowiadał mu jego ojciec, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Oderwał lornetkę od oczu i podał ją drugiemu oficerowi
- Proszę, panie sturmfuhrer, widzi pan tą wysoką skałę z półka kamienną, podpartą pojedynczym głazem?
- Widzę, i co z tego?- prychnął Joschke.
- Proszę, jesteśmy tutaj- kapitan rozwinął mapę i wskazał coś na niej.
- Dojechaliśmy aż tak daleko? Czyli się zgubiliśmy po drodze!!! Odpowie pan za to Wagner, już ja tego dopilnuję!!- wrzasnął.
- Owszem to moja wina, zepsuł się kompas, ale teraz najważniejsze to przeżyć- ze stoickim spokojem powiedział Fritz. 
- Dobrze, ale tego błędu panu nie daruję, niech pan zapamięta!- syknął Herbert i poszedł do swoich ludzi.
- Panie kapitanie, jak właściwie nazywa się ten teren?- zapytał się Kurt, który dokończył palenie papierosa.
- Czytaj- wskazał mu nazwę na mapie- pod placem napisane było pismem gotyckim :Löwen Land.
- Lwia Ziemia?- ze zdziwieniem powiedział Kurt.
- Tak przyjacielu, to jest kraina lwów- uśmiechnął się kapitan.

KONIEC ROZDZIAŁU II

Ostatnio edytowany przez Mazuer (2011-11-22 15:05)


100pxnaramiennikkapitan.png


Kapitan.....i wszystko jasne. Pamiętajcie, wszyscy jesteśmy żołnierzami!!!

Offline

#6 2011-11-22 16:37

samuel
Użytkownik
Lokalizacja: sawana
Data rejestracji: 2011-07-19
Liczba postów: 215

Odp: Król Lew 1943- wojna i pokój

Fajne ale raz Niemcy raz Lwy tak. i ile będzie to miało cześć. i brawo za konsekwentność w przesyłaniu


Nie wiem czy postąpiłem właściwie, pewnie nigdy się nie dowiem... Ale udało mi się i z tego chyba powinienem się cieszyć. Striełok Stalker nad Stalkerów   

Awatar zrobiła http://laura-comics.deviantart.com/

Offline

#7 2011-11-22 17:11

Mazuer
Użytkownik
Lokalizacja: Małopolska/ Górny Śląsk
Data rejestracji: 2011-11-19
Liczba postów: 1,040

Odp: Król Lew 1943- wojna i pokój

Spokojnie, to ostatni rozdział napisany w ten sposób....poza tym akcję jakoś trzeba było zbudować ;)  Konfrontacja obu stron już niedługo, zapewniam :chytry: 
Co do ilości rozdziałów...na pewno na tyle ich będzie, aby nie odstraszyć czytelnika! Na pewno we wtorek coś zawsze będzie napisane, co do reszty dni tygodnia nie jestem w stanie odpowiedzieć.

Ostatnio edytowany przez Mazuer (2011-11-23 15:52)


100pxnaramiennikkapitan.png


Kapitan.....i wszystko jasne. Pamiętajcie, wszyscy jesteśmy żołnierzami!!!

Offline

#8 2011-11-23 18:29

Mazuer
Użytkownik
Lokalizacja: Małopolska/ Górny Śląsk
Data rejestracji: 2011-11-19
Liczba postów: 1,040

Odp: Król Lew 1943- wojna i pokój

Rozdział III

   W międzyczasie, gdy żołnierze wracali z wodą do tymczasowego obozowiska, reszta oddziału zamaskowała solidnie wozy liśćmi i ściętymi krzewami. Do Wagnera podszedł Joschke i raczył mu zakomunikować:
- Kapitanie, ruszam z  moimi ludźmi na polowanie, zauważyłem stado antylop, jeżeli chcecie to możecie iść z nami!
-POLOWAĆ?! Pan oszalał, chyba zdajesz sobie pan sprawę kto zamieszkuje ten teren? Skoro nawet na mapie to pisze, nie sądzę więc, aby nie obyło się bez problemów z lwami.
-A skąd możesz to wiedzieć Wagner? Byleś tu kiedyś? - z ironią stwierdził Joschke.
-Mój ojciec tu był, dla człowieka który nie zna tutejszych lwów możne to być niebezpieczne, ostrzegam pana!
-Nonsens, i tak pan tu nie rozkazuje, jestem wyższy stopniem! A jak spotkam jakiegokolwiek zapchlonego lwa, to go po prostu zastrzelę- stwierdził Joschke i załadował karabin, który właśnie wyciągnął z ciężarówki.
-Zabraniam Ci!- krzyknął kapitan- to my jesteśmy gośćmi na ich terenie i musimy to uszanować!
-Wagner, po raz kolejny udowodniłeś że jesteś słabym i nieodpowiedzialnym człowiekiem, puszczę mimo uszu twoje uwagi, możesz iść z nami..chyba że się boisz- dwoje złośliwych oczu utkwiło spojrzenie w wzburzonej twarzy Fritza.
-Pójdę, Kurt weź siedmiu naszych, reszta niech zostanie- zwrócił się kapitan do kierowcy.
-Rozkaz, czy zabrać broń?- młody żołnierz zwrócił się do Fritza.
- Weźcie, na wszelki wypadek, z pomysłów tego tępaka będą kłopoty-wskazał na odchodzącego Joschkego.
- Oni wszyscy są tacy, to nie są dobrzy ludzie kapitanie- stwierdzi Kurt.
- Wiem, dlatego trzeba ich mieć na oku-Wagner zamyślił się, bowiem przypomniało mu się, że jego ojciec kiedyś opowiadał mu o pewnym stworzeniu, z którym zawarł przyjaźń, dzięki czemu poznał on specyfikę Lwiej Ziemi, zastanawiał się, czy przyjaciel jego ojca jeszcze żyje.
-WAGNER!- krzyknął Joschke- ruszamy!
Kapitan westchnął, sprawdził czy pistolet w kaburze jest bez zarzutów, i ruszył na przedzie wraz ze złośliwym sturmfuhrerem na przodzie. Obrali kierunek na Lwią Skałę.
..........................
U podnóża Lwiej Skały zgromadziło się tymczasem stado lwów, otoczyły one ciasno jedyne zwierzę, które było w stanie odpowiedzieć na nurtujące ich pytanie- mandryl Rafiki ze swą nieodłączną laską na której była zamocowana tykwa i grzechotka stał obok Simby.
-Rafiki, powiedz nam, czy z tego co Zazu widział jesteś w stanie nam powiedzieć co dalej począć z tą sytuacją ?-zapytał lew.
- O tak, nawet wiele, ci ludzie przybyli z bardzo daleka, z innego kontynentu, zwanego Europą (narysował mapę świata kijem na piasku i począł objaśniać), toczą oni wojnę ramię ramię ze swoimi sojusznikami o panowanie nad ludzkim światem. Wojna ta jest straszna, pustoszy całe kraje, gorzej niż panowanie Skazy na Lwiej Ziemi (wśród lwic zapanowało poruszenie, w szczególności starsze pokolenie pamiętało panowanie wuja Simby). Zazu powiedział także o szczegółach ubioru tych ludzi, uważajcie na tych, którzy mają trupie czaszki na czapkach, są naprawdę nieobliczalni i zabiją każdego kto stanie im na drodze- przestrzegł szaman.
- Jak to zabiją każdego?-zapytał Kovu , który dotychczas siedział spokojnie- Przecież to niemożliwe, nawet lew nie jest w stanie pokonać choćby słonia czy rozjuszonego bawołu, a co dopiero taki człowiek, który nie ma pazurów ani ostrych kłów.
-Tak, Kovu, ale nie wiesz jednego, ludzie choć odmienni od reszty stworzeń, nauczyli się władać inną bronią- potęga umysłu- stwierdził Rafiki- wynaleźli więc broń, która pluje ogniem i błyskawicami na odległość, gdy już taki piorun kogoś dosięgnie, ten więcej nie wstanie z ziemi- małpa zwiesiła głowę.
-Co więc zrobimy?- zapytała Nala, która czuła się zdezorientowana.
- Jest jedna szansa- stwierdził Rafiki- Zazu powiedział mi także, że przywódcą tych ludzi, którzy nie mają czaszek na czapkach jest człowiek którego zwą Wagner- wiele lat temu, gdy zaczynał panowanie król Mufasa, na teren Lwiej Ziemi przybył podróżnik o tym samym nazwisku, był on moim dobrym przyjacielem, wiele nauczył mnie z zasad panujących w ludzkim świecie, a ja przekazałem mu swą wiedzę.
-Faktycznie- stwierdziła Sarabi- wiele razy wspomniał mi o tym, Simba pamiętasz?- matka zwróciła się do syna.
-Ooo, tak , ojciec zawsze ciepło wspominał tego człowieka- rzekł Simba.
- Ruszajcie więc, znajdźcie Wagnera a wtedy zobaczymy, ale zanim ruszycie....- rzekł mandryl i dmuchnął w stronę stada piaskiem pomieszanym z tajemniczym pyłkiem- daję wam możliwość rozumienia ich mowy, oni także zrozumieją was!
Część lwic pozostała przy skale wraz z Nalą i jej matką aby czuwać, reszta zaś z Simbą, Sarabi, Kovu I Kiarą ruszyły na przeciw niespodziewanym gościom. Nagle, Simba, który szedł na czele swego stada zauważył ruch w zaroślach, zanim zdążył się przyjrzeć, z krzaków padł strzał, kula gwizdnęła tuż koło łapy króla.
-Muszę ostrzec moje stado!- pomyślał, odskoczył w bok i pędem pobiegł za wzgórze.  Dobiegał do swojej matki, gdy wtem zauważył postać, która mierzyła do Sarabi z czegoś co przypominało kij który odbijał metalicznie światło przez całą swa długość. Kovu dostrzegł to samo, rzucił się na lwicę.
-SARABI!!!- wrzasnął lew i przewrócił zdezorientowaną lwice, w ułamku sekundy padł strzał, Kovu poczuł ogromny ból tylnej, prawej łapy.
-Uciekajmy! Ci ludzie to prawdziwe bestie!- był to jeden z nielicznych momentów, w których Simba naprawdę się bał. Reszta lwic tymczasem rzuciła się aby bronić rannego księcia, jego siostra, Vitani pomogła jemu i Sarabi wstać, po czym rozpoczęli ucieczkę. Na szczęście ludzie nie podjęli walki, Simba zatrzymał się na chwilę i zobaczył, jak dwoje postaci siłuje się z bronią, ten który postrzelił Kovu walczył z innym człowiekiem w podobnym ubraniu. Król jednak nie widział twarzy, bowiem zaczynało już zmierzchać.


  -Jesteś durniem i tchórzem, już go miałem na muszce!- wrzasnął Joschke i uderzył kolbą karabinu Wagnera w brzuch- Przez twoje uderzenie nie trafiłem w tego pchlarza!
Kapitan otarł stróżkę krwi, która pojawiła się w kąciku ust gdy upadł.
-Wynoś się z twoimi bydlakami!!! Za to co zrobiłeś powinieneś być postawiony przed sądem wojennym!!! Za długo Cię tolerowałem. Nie masz prawa powrotu do obozu!-wykrztusił kapitan.
-Świetnie, i tak zamierzałem odejść...ale zapamiętaj sobie, że jeszcze się zemszczę- syknął Joschke i wraz ze swoim oddziałem zniknął w wieczornym mroku.
-Nic Panu nie jest?-spytał Kurt, gdy żołnierze Wagnera pomogli mu wstać.
-Nie, nic mi nie jest, natychmiast ruszajcie do obozu i pilnujcie się!- rzekł kapitan
-A pan?-spytali żołnierze.
-Ruszę tropem tego rannego lwa, może będę mu mógł jakoś pomóc.
Na Lwiej Skale  członkowie stada czuwali przy rannym księciu. Kovu syczał z bólu, mimo to starał się nie okazywać tego. Podeszła  do niego Sarabi i z wielkim współczuciem powiedziała:
-Dziękuje za uratowanie życia, naprawdę nie wiesz ile dla mnie to znaczy- i przytuliła się do niego.
-Drobiazg, dobrze że to tak się skończyło, tylko mnie drasnął.....
Nie zdążył dokończyć, gdy wtem nadszedł Rafiki i odezwał się do stada:
-Na ranę księcia nie znam lekarstwa, jest jednak ktoś, kto chciałby pomóc, przyjacielu, wejdź!- na te słowa na skalną półkę wszedł człowiek w piaskowym ubraniu, jego twarz zdradzała smutek.
-TO JEDEN Z NICH!!!-ryknął Simba- teraz tego pożałujesz co zrobiłeś!!!-i ruszył w jego kierunku.
-NIE, SIMBA!!!To jest właśnie Wagner, zaatakowali was ludzie tego drugiego, on sam podbiegł do tego co strzelał i wybił mu broń z ręki!!!Nie rób mu krzywdy, on chce pomóc.- powiedział szaman.
-Dobrze, jeżeli tego chce, ale mam Cię na oku- zwrócił się król do kapitana. 
-Rozumiem-rzekł oficer- pozwólcie mi teraz pomóc rannemu.
Fritz schylił się nad ranionym lwem i obejrzał jego ranę, wyjął ze swej kieszeni zawiniątko z bandażami, niciami i nożyczkami. Wyjął także nóż.
-Muszę wyjąć kulę, będzie bolało-zwrócił się do Kovu.
Lew skinął głową i słabo się uśmiechnął. Fritz wprawnym ruchem wyjął pocisk i zaszył ranę, posmarował ją także maścią i obandażował. Simba tymczasem przyglądał się stożkowatemu kawałkowi metalu.
-Wasza broń jest straszna! Pomogłeś jednak rannemu, jesteś inny niż tamci- zwrócił się lew do człowieka.   
Tymczasem nadbiegła Nala, której od jakiegoś czasu nie było , w jej oczach widać było strach. 
-Simba! Oni wrócili, teraz mają nowego sprzymierzeńca, nigdzie nie ma Kiary!!!!-krzyknęła lwica.
Rzeczywiście, nikt nie zwrócił uwagi, że Kiara zniknęła gdzieś pomiędzy terenem zasadzki a Lwią Skałą.
-Porwali?! Jacy Oni?!- Simba i Kovu spytali razem.
Naraz ze szczytu skały rozległ się złowrogi śmiech, były to trzy głosy, dwa znajome i jeden nowy.
- To nasza sprawka, królu Lwiej Ziemi, teraz naszedł czas na zemstę!- widać już było dwie postacie lwa i lwicy oraz człowieka-razem z naszym nowym sprzymierzeńcem wrócą dawne porządki.
-SKAZA!ZIRA!- to niemożliwe, przecież wy.....- Simba nie dokończył.
-Nic z tych rzeczy, nas nie tak łatwo zabić, a teraz was czeka zguba!-ryknął Skaza i wyszczerzył złowrogo kły- poznaj naszego sojusznika!- postać Joschkego zamajaczyła na szczycie skały.
-Wagner, ty naprawdę jesteś durniem!Jeszcze im pomagasz!-krzyknął do kapitana.
-Gdzie jest Kiara?!-zapytała Nala.
-W bezpiecznym miejscu, ale nic wam po tym!- tym razem odpowiedziała Zira.
- Już niedługo nacieszycie się życiem, tymczasem żegnamy!- po tych słowach Skaza, Zira i Joschke rozpłynęli się w nocnej mgle tak szybko jak się pojawili.
Lwia Skała pogrążyła się w ciszy i nerwowym oczekiwaniu. Simba zdecydował się na naradę stada, postanowił także, aby Wagner w nim uczestniczył, bowiem tylko on znał tajniki ludzkiej walki.
  Gdy rozpoczynała się narada, na terenach Cmentarzyska Słoni, odbyła się defilada, podobna do tej sprzed lat, jednak teraz trójka postaci: lew, lwica i człowiek ją odbierały. Przed nimi kroczyły hieny, które w rzeczywistości uratowały Skazę przed śmiercią i pomogły Zirze wydostać się z rwącej rzeki oraz ludzie, którzy nie mieli już piaskowych mundurów lecz czarne, a każdy z nich na ramieniu miał czerwoną opaskę z  powyginanym krzyżem na białym tle.
Nad Lwią Ziemią zapanowała ostatnia noc pokoju, pełna wyczekiwania i upiornej ciszy......

KONIEC ROZDZIAŁU III

Ostatnio edytowany przez Mazuer (2011-11-23 19:35)


100pxnaramiennikkapitan.png


Kapitan.....i wszystko jasne. Pamiętajcie, wszyscy jesteśmy żołnierzami!!!

Offline

#9 2011-11-23 19:46

samuel
Użytkownik
Lokalizacja: sawana
Data rejestracji: 2011-07-19
Liczba postów: 215

Odp: Król Lew 1943- wojna i pokój

Ciekaw trochę shizowe ale fajne dobra bardzo ale to bardzo shizowa ale mi się podoba


Nie wiem czy postąpiłem właściwie, pewnie nigdy się nie dowiem... Ale udało mi się i z tego chyba powinienem się cieszyć. Striełok Stalker nad Stalkerów   

Awatar zrobiła http://laura-comics.deviantart.com/

Offline

#10 2011-11-23 20:28

Mazuer
Użytkownik
Lokalizacja: Małopolska/ Górny Śląsk
Data rejestracji: 2011-11-19
Liczba postów: 1,040

Odp: Król Lew 1943- wojna i pokój

Dzięki Samuel, schizowe opowiadania to moja specjalność (według moich znajomych) :D . Jako, że z zawodu i z pasji jestem historykiem, postanowiłem połączyć dwie moje namiętności: historię i ,,Króla Lwa". Efektem jest to oto opowiadanie....do następnego rozdziału więc :p .


100pxnaramiennikkapitan.png


Kapitan.....i wszystko jasne. Pamiętajcie, wszyscy jesteśmy żołnierzami!!!

Offline

#11 2011-11-23 21:22

Keoni
[img]http://i49.tinypic.com/wjuber.png[/img]
Lokalizacja: Polska
Data rejestracji: 2011-07-08
Liczba postów: 1,479

Odp: Król Lew 1943- wojna i pokój

Nie przeczytałem tego opowiadania jeszcze ale zapytam się Ciebie: Masz coś do niemców?!


Już taki jestem zimny drań
I dobrze mi z tym, bez dwóch zdań
bo w tym jest rzeczy sedno
Że jest mi wszystko jedno
Już taki jestem zimny drań

Offline

#12 2011-11-23 21:43

Mazuer
Użytkownik
Lokalizacja: Małopolska/ Górny Śląsk
Data rejestracji: 2011-11-19
Liczba postów: 1,040

Odp: Król Lew 1943- wojna i pokój

Nie, skądże, jeśli przeczytasz moje opowiadanie, zobaczysz wyraźnie, że przedstawione są tam dwie postawy LUDZI a nie narodu, wykorzystałem tylko motyw wojsk niemieckich walczących w Afryce aby osadzić opowiadanie w konkretnych realiach historii :)  . Jestem daleki od potępiania jakiegokolwiek narodu, jeżeli chodzi o ideologię którą kieruje się jedna z postaci.... to już jest inna para kaloszy.
Co do samych Niemców, równie dobrze by pasowali tutaj Anglicy albo Francuzi, którzy Afrykę niemiłosiernie wykorzystywali do swych celów aż do połowy XX wieku, ale pomyślałem, że takie wojenno-lwie opowiadanie może zainteresować, zwłaszcza, że nie znalazłem nigdzie podobnego wątku, tak więc spokojnie, to jest tylko czysta fikcja literacka, a nie opowiadanie mające za swój cel napiętnowanie konkretnego narodu.

  Dzięki Leonardo za twoje pytanie, czekałem kiedy się pojawi właśnie coś w ten deseń, i będę mógł wyjaśnić dlaczego ja jako autor kieruję się tymi, a nie innymi pobudkami ;)


100pxnaramiennikkapitan.png


Kapitan.....i wszystko jasne. Pamiętajcie, wszyscy jesteśmy żołnierzami!!!

Offline

#13 2011-11-23 22:25

samuel
Użytkownik
Lokalizacja: sawana
Data rejestracji: 2011-07-19
Liczba postów: 215

Odp: Król Lew 1943- wojna i pokój

No wiesz Mazuer Leo jest czepialski ale sam zobaczy jak przeczyta nie każdy Niemiec jest zły tak jest w tym opku a wiec przeczytaj Leo

Ostatnio edytowany przez samuel (2011-11-23 22:27)


Nie wiem czy postąpiłem właściwie, pewnie nigdy się nie dowiem... Ale udało mi się i z tego chyba powinienem się cieszyć. Striełok Stalker nad Stalkerów   

Awatar zrobiła http://laura-comics.deviantart.com/

Offline

#14 2011-11-26 21:54

Vita
Virus Szczęścia
Lokalizacja: Lwia Ziemia
Data rejestracji: 2011-07-31
Liczba postów: 1,248

Odp: Król Lew 1943- wojna i pokój

Świetny pomysł na opo ! A tak przy okazji mozeby ktoś ocenił moje ? Już dosyć długo czekam . ;)


ocztavici.gifVita
But lovers always come and lovers always go...™›‹™›››‹™‹


Š™‰˜ŒŠŠŠŠ˜‹™Œ                                     
˜Œ˜šŒ˜Œ˜Œ

Offline

#15 2011-12-13 00:05

Mazuer
Użytkownik
Lokalizacja: Małopolska/ Górny Śląsk
Data rejestracji: 2011-11-19
Liczba postów: 1,040

Odp: Król Lew 1943- wojna i pokój

Rozdział IV

    Narada wojenna przebiegła bardzo burzliwie. Zdawano sobie bowiem sprawę, że jakkolwiek można walczyć ze zmasowanym atakiem hien, jednak ich nowy sojusznik był bardzo groźny i uzbrojony w potężna broń, wobec której lwy nie miałyby szans, dodatkowo atmosferę pogarszało porwanie córki króla. Simba zabrał głos:
- Demony przeszłości powróciły, co gorsza porwali oni Kiarę i szykują się do wojny. Kovu jest ranny i wymaga opieki ,w dodatku do Skazy i Ziry dołączył oddział Joschkego. Co robić w takim razie? Kapitanie Wagner, czy masz jakiś pomysł?- lew zwrócił się do człowieka.
-Walkę z tymi bandytami biorę na siebie, ich dowódca pragnie tylko jednego- aby mnie zabić. Dlatego też postaram się jak najbardziej odciągnąć ich uwagę od was, część mojego oddziału będzie walczyć razem z wami, zaraz ich poznacie. Oficer zerknął na zegarek i w tym momencie usłyszał równy, marszowy krok, ludzie powoli wchodzili na Lwią Skałę i karnie ustawili się w dwuszeregu. Jeden z nich podszedł do Fritza i zasalutował.
-Panie kapitanie, melduję oddział gotowy do akcji!
-Dziękuję Kurt, spocznij.
Żołnierze rozglądali się z zaciekawieniem wobec tak niezwykłego zdarzenia, nigdy bowiem nie widzieli lwów z tak bliska nie mówiąc już o współpracy, jednak ufali swemu dowódcy który nigdy ich nie zawiódł.Gdy już się rozsiedli, Wagner znów zwrócił się do Simby.
- Moim ludziom możesz ufać, postaramy się jak najlepiej spełnić dane przyrzeczenie o wspólnej walce. Jednak wiem co cię trapi najbardziej- porwanie Kiary, musimy ją odbić!
-Nie będzie to takie łatwe, nawet nie wiemy gdzie ona jest- Simba zwiesił głos. Na te słowa nagle odezwał się Kurt:
- Ja prawdopodobnie wiem gdzie jest. Zanim doszło do walki, podsłuchaliśmy od ludzi Joschkego, że w razie czego mają się przenieść do jakiegoś miejsca z wydobywająca się parą....
-Simba, znasz to miejsce?- Wagner zwrócił się do króla.
-Aż za dobrze, ciekawe tylko skąd oni o nim wiedzą?
-Wnioskuję, że musieli się wcześniej spotkać z twym stryjem, zawsze tacy do siebie lgną-stwierdził kapitan. 
-Skoro jest szansa, że ona jest we wskazanym miejscu musimy jak najszybciej tam się udać, najlepiej niepostrzeżenie.
-My bardzo chętnie pójdziemy na ochotnika! Nie musimy już jej pilnować ale co tam....- z mroku wyłoniła się postać guźca z surykatką na głowie.
-Timon!Pumba! Naprawdę chcecie to zrobić? Dla was to jest zbyt niebezpieczne, muszę iść sam- powiedział Simba.
-Co to to nie! My już wszystko mamy opanowane, potrzebujemy tylko trzeciego do pomocy no nie, Pumba?- Timon zwrócił się do guźca.
-Taaa..poza tym sprawimy hienom trochę zamieszania i księżniczka wróci cała i zdrowa-stwierdził guziec.
-Kurt, poszedłbyś jako trzeci? Żeby im pomóc i osłaniać w razie czego?- spokojny głos kapitana zwrócił się do młodego żołnierza.
-Tak jest! Wezmę trochę sprzętu żeby zrobić to ,,zamieszanie"- rzekł żołnierz i zabrał parę przedmiotów ze swego plecaka który leżał na ziemi. Zarzucił także karabin na plecy.
-Musicie tylko wrócić przed jutrzejszym świtem, pamiętajcie!-Simba powiedział na odchodne.
-Znajdźcie ją, bez mojej ukochanej wszystko traci sens!-Kovu obolałym głosem rzekł do trójki postaci po czym znów ciężko opadł na swe leże. 
.....................................
W jaskini na Cmentarzysku Słoni panował niezwykły ruch. Połączone siły ludzi i zwierząt szykowały się do nadchodzącej konfrontacji, ludzie czyścili broń a hieny ćwiczyły walkę bezpośrednią bowiem z lwami nie tak łatwo było wygrać, co pokazało schyłkowe panowanie Skazy. W międzyczasie Skaza, Zira i Joschke udali się w głąb jaskini aby zobaczyć swe ostatnie trofeum-córkę króla. Gdy podeszli już do klatki ze stalowych prętów (konstrukcji ludzi Joschkego) na ich twarzach zarysował się zły uśmiech.
-Córeczka Simby, naprawdę Kiaro, szkoda że się spotkaliśmy w takich okolicznościach, ale to może nawet lepiej- zaczął Skaza szyderczo.
-Czego ode mnie chcecie? Wypuście mnie stąd, bo mój ojciec....-zaczęła Kiara. 
-Tatuś ci raczej nie pomoże, a my już dopilnujemy tego abyś nigdy się z nim nie spotkała. Nareszcie zemszczę się na mojej wyrodnej córce i synu- w oczach Ziry zabłysnął ogień zemsty.
-Kovu, Vitani, nie! Przecież jesteś ich matką!- Kiara próbowała oponować.
-Zdradę traktuje się wszędzie tak samo, już mi wszystko powiedzieli o tobie i twoim stadzie , wasz świat niewiele się różni od naszego, dlatego też muszę im pomóc bo ideologia jest jedna- Joschke tym razem uciął rozmowę z Kiarą.
-Jutro po zwycięstwie tu wrócimy a wtedy zadecydujemy co z tobą zrobić, chodźmy!-Skaza ruszył i wraz z Zirą i Joschkem odeszli od klatki Kiary. Zapadła cisza, Kiara intensywnie próbowała znaleźć sposób ucieczki, ale solidna kłódka blokowała wyjście, w końcu zmęczona opadła na dno klatki. Naraz, z rogu jaskini dał się słyszeć chrobot, potem szuranie, coś podpełzło do klatki i zaczęło majstrować przy kłódce. Kiara nie mogła wydusić ani słowa, wyszeptała tylko :
-Kto tu jest?
-My! Kiara, przybywamy na ratunek, tylko spokojnie- Pumba usiłował szeptać.
-Otwarte! Możemy się wynosić, tylko szybko i cicho- powiedział Fritz.
Ruszyli cicho przez jaskinię, co ciekawe hieny i ludzie spali kamiennym snem,  Kiara szła na przedzie a młody żołnierz ubezpieczał tyły. Gdy byli u wylotu pieczary, Fritz wyciągnął dwa granaty i świece dymną po czym wrzucił je do wnętrza. Grzmot wybuchów i gryzący dym natychmiast wypełniły kamienne schronienie, powstało zamieszanie, ludzie i hieny byli zdezorientowani. Nasi bohaterowie tymczasem byli już daleko, zbliżali się do granicy Lwiej Ziemi. Lwica wraz z surykatką i guźcem przeszli na teren Simby, gdy młody żołnierz również  do nich dołączył odwrócił się  i wtedy, nagle  padł jeden strzał, Fritz upadł na kolana a jego mundur zabarwił się na czerwono na piersi. Zaraz potem padł na wznak. Lwica wraz z guźcem i surykatką ruszyły na pomoc.
-NIE! Uciekajcie! Ja ich zatrzymam a wy wracajcie bezpiecznie na Lwią Skałę, powiedzcie kapitanowi że to zaszczyt walczyć razem z wami- rzekł Fritz i z ogromnym wysiłkiem oparł się o drzewo i zarepetował karabin. Patrzył na oddalające się postacie i czekał na pościg który nie nadchodził.
-Dlaczego nie trafiłeś w nią?- Skaza kręcił głową-Uciekła i wróciła do ojca. 
-Dzięki temu Wagner ma jednego żołnierza mniej, a za czym idzie o jeden karabin mniej w walce, to jest najważniejsze- Joschke odpowiedział. 
-Ale on nadal żyje- Zira wytężyła wzrok.
-Patrzcie teraz- Joschke podniósł karabin i przyłożył oko do lunety. Nacisnął spust a wystrzał zadudnił echem ze szczytu wzniesienia na którym stali.
-Już się nie rusza, muszę przyznać że ta broń robi wrażenie, jesteś pewien że w ten sposób dasz radę zabić Simbę?- Skaza zwrócił się do swego towarzysza w czarnym mundurze.
-Ba! Nawet nie wiedzą co ich jutro czeka. Nareszcie też Wagner pozna mój gniew- z radością powiedział sturmfuhrer i przeładował karabin snajperski.
Łuska upadła na skałę i z metalicznym dźwiękiem spadała coraz niżej i niżej.....

Koniec rozdziału IV

Ostatnio edytowany przez Mazuer (2011-12-13 00:07)


100pxnaramiennikkapitan.png


Kapitan.....i wszystko jasne. Pamiętajcie, wszyscy jesteśmy żołnierzami!!!

Offline

#16 2011-12-13 19:14

samuel
Użytkownik
Lokalizacja: sawana
Data rejestracji: 2011-07-19
Liczba postów: 215

Odp: Król Lew 1943- wojna i pokój

To samo co w ostatnich obkach i plis nadsyłaj częściej


Nie wiem czy postąpiłem właściwie, pewnie nigdy się nie dowiem... Ale udało mi się i z tego chyba powinienem się cieszyć. Striełok Stalker nad Stalkerów   

Awatar zrobiła http://laura-comics.deviantart.com/

Offline

#17 2011-12-13 22:38

Mazuer
Użytkownik
Lokalizacja: Małopolska/ Górny Śląsk
Data rejestracji: 2011-11-19
Liczba postów: 1,040

Odp: Król Lew 1943- wojna i pokój

Postaram się pisać częściej, ale niestety w pracy nie za bardzo mam czas a w domu zawsze jest coś do zrobienia. Mimo to postaram się zdyscyplinować ;) i dzięki za słowa krytyki.


100pxnaramiennikkapitan.png


Kapitan.....i wszystko jasne. Pamiętajcie, wszyscy jesteśmy żołnierzami!!!

Offline

#18 2011-12-14 22:51

Mazuer
Użytkownik
Lokalizacja: Małopolska/ Górny Śląsk
Data rejestracji: 2011-11-19
Liczba postów: 1,040

Odp: Król Lew 1943- wojna i pokój

Rozdział V

    Kiara czym prędzej wróciła na Lwią Skałę, towarzyszyli jej Timon i Pumba. Gdy znaleźli się u podnóża swej siedziby usłyszeli drugi wystrzał. Simba i Nala z radością powitali swoją córkę.
-Udało wam się, traciliśmy już nadzieję że znowu was zobaczymy!- Simba podbiegł z radością do córki. Również Nala była bardzo wzruszona zaistniałą sytuacją, przytuliła się do Kiary i nie mogła powiedzieć słowa ze wzruszenia.
-Tato, Mamo! Nie czas teraz na radowanie się, ONI szykują się do bitwy! Wygląda to bardzo źle, co gorsza ten człowiek który mi pomógł uciec......- Kiara urwała w połowie zdania. Dopiero teraz zauważono brak Kurta, kapitan Wagner podszedł do młodej lwicy i spojrzał jej w oczy.
- Jestem Kapitan Wagner, powiedz mi prawdę Kiaro, co się tam wydarzyło? Słyszeliśmy te dwa strzały.
- Nigdzie nikogo nie było, nagle słychać było grzmot a on upadł, gdy się podniósł, na ubraniu widziałam czerwoną plamę, chciał nas obronić przed pościgiem i został, prosił żeby przekazać, że to zaszczyt walczyć razem z wami!- Kiara rozgorączkowanym głosem przekazała ostatnie słowa Kurta.
Kapitan zamyślił się, wiedział kto był zdolny do takiego czynu, w jego oczach zapłonął gniew.
-Joschke!!!- syknął z ogromną siłą w głosie- Simba, bitwa jest nieuchronna, zapewne zaczną o świcie, musimy być czujni, już nie można się cofnąć.
-Zgadzam się z tobą, kapitanie, do świtu niedaleko, dlatego przygotujmy się, bitwa o Lwią Ziemię jest naszym być albo nie być!- Simba wyprężył się a potem zaryczał, wtórowały mu lwice.
  Zaczynało świtać, oddział Wagnera wrócił z resztą amunicji i wyposażenia w skład którego wchodziła tajemnicza skrzynia, do walki przygotowywali się bardzo starannie, pragnęli pomścić śmierć swego towarzysza. Lwy i ludzie ustawili się w dwuszeregu i czekali, na płaskim terenie za Lwią Skałą wszystko było widoczne aż do Cmentarzyska Słoni. Simba i Wagner wspięli się na szczyt Skały i obserwowali z wielkim napięciem cały teren. Jednak wróg się nie pojawiał. Simba wysłał na zwiady Zazu, pragnąc dowiedzieć się co knuje Skaza. Ptak wrócił po jakimś czasie.
-Panie, nie widziałem żadnego ruchu, co gorsza również tereny Cmentarzyska wydają się puste-raportował Zazu.
-Niedobrze, wygląda na to że straciliśmy ich z oczu, Fritz, czy ich widzisz?-Simba zapytał oficera. Kapitan oderwał od oczu lornetkę i przecząco pokręcił głową.
Południe już dawno minęło, zaczynało już szarzeć, a zmęczeni upałem ludzie i zwierzęta czuwali. Wydawało się, że jednak nie dojdzie do konfrontacji gdy nagle z najmniej oczekiwanej strony wąwozu nadleciał rzucony przedmiot w kształcie puszki z drewnianym trzonkiem. Błysk i eksplozja zdezorientowały broniących, w tym samym momencie padł również grad kul karabinowych które z wielkim gwizdem przelatywały w powietrzu. Simba i kapitan natychmiast zbiegli w dół. Tymczasem z łoskotu kolejnych wybuchów i tumanów kurzu wyłoniły się hieny i ludzie Joschkego, dopiero teraz stało się jasne, że zadali sobie wiele trudu aby obejść niepostrzeżenie przeciwnika. Dwie masy ludzi i lwów ruszyły na siebie.
-STEINGEWEHR AB!- krzyknął Herbert Joschke do swoich ludzi, wraz ze Skazą i Zirą obserwowali pole walki z małego wzgórka. Na komendę sturmfuhrera, w dłoniach jego żołnierzy błysnęły bagnety, które natychmiast zamocowali na swych karabinach. Automatycznie oddział Wagnera odpowiedział na to samo, walka wręcz była nieunikniona. Starcie natychmiast przerodziło się w okrutna walkę, ludzie lwice oraz hieny tworzyli jakby jedną zbita masę, huk strzałów, ryki lwic, wycie hien, metaliczne odgłosy bagnetów tworzyły nieokreślone, ponure zjawisko. Mimo nastania ciemności walka nadal się wzmagała, od eksplozji zajęły się ogniem suche trawy sawanny które oświetlało pole bitwy. Simba i Wagner walczyli ramię w ramię, jeden chronił drugiego przed przeciwnikiem, Sarafina, Vitani i Kiara swą walecznością zagrzewały resztę stada do walki. Jednak hien i ludzi Joschkego nadal nie ubywało, walka przechylała się na korzyść to jednej to drugiej strony. Tymczasem Skaza, Zira i Joschke spojrzeli po sobie porozumiewawczo i zniknęli z pola widzenia, każdy z nich już obrał sobie przeciwnika którego nienawidził najbardziej.
   Przed jaskinią na Lwiej Skale pozostał mała grupa lwów. Kovu odzyskał przytomność ale nadal  był zbyt słaby, czuwała przy nim Sarabi, nagle z mroku wyłoniła się postać lwicy.
-Proszę, proszę! Jakie to wzruszające! Mój synek ma świetną opiekę, pozwolisz jednak że skrócę cierpienia was obu!- Zira podchodziła coraz bliżej i szykowała się do ataku.
- Może najpierw spróbujesz sił ze mną, Zira?- odpowiedziała Nala która wybiegła z jaskini i stanęła obok Sarabi.
-Z przyjemnością, wykończę was po kolei!- ryknęła Zira i ruszyła do ataku. Obie lwice natychmiast zwarły się w śmiertelnym uścisku i poczęły walczyć ze sobą na półce skalnej. W pewnym momencie, Nala niefortunnie poślizgnęła się i upadła na krawędzi półki. Zira wyprężyła swą łapę pełną ostrych pazurów aby zadać śmiertelny cios. Na jej pysku grały odblaski ognia.
-NIECH ŻYJE KRÓ.....- ryknęła Zira i w tym momencie jakby się wyprężyła, po jej ciele przebiegły drgawki a na szyi pojawiła się czerwona plamka. Pozostała chwilę w tej pozycji i runęła całym ciężarem ciała na na Nalę. Jeszcze chwilę patrzyła szeroko otwartymi oczami na pysk swej przeciwniczki i usiłowała złapać dech. Za każdą próbą plama na szyi stawała się coraz większa i większa, po chwili bezwładnie osunęła się na krawędź półki i z cichym szmerem spadła w dół. 
- Lwia Skała bezpieczna!-krzyknął Wagner do Simby, z lufy jego pistoletu jeszcze dymiło.
-Widziałem, teraz musimy znaleźć Skazę i Joschkego!-odpowiedział Simba który właśnie powalił kolejną hienę.
Jakby na zawołanie przed naszymi dwoma bohaterami stanęli ich najwięksi wrogowie. Skaza prężył się do skoku na króla, Joschke zaś z diabolicznym uśmiechem przyłożył karabin snajperski do barku i wymierzył go w Wagnera. W ułamku sekundy Fritz uskoczył przed strzałem w bok i oddał celny strzał do swego przeciwnika. Wagner trafił w zamek karabinu, uszkodził go, Joschke nadaremno mocował się z bronią.
Simba rzucił się jako pierwszy na stryja, walcząc i tarzając się po ziemi zadawali sobie liczne ciosy, jednak żaden z nich nie chciał ustąpić. Przetoczyli się w kierunku Wagnera, ten zachwiał się i upadł. Joschke odrzucił broń i wyszarpnął bagnet z pochwy, który wisiał mu u pasa.
-To już koniec Wagner, śmierć twojej nędznej osoby będzie wielkim tryumfem!- wrzasnął oficer a trupia czaszka na jego czapce dodawała mu wyglądu czegoś diabolicznego.
-Nie byłbym tego taki pewien!-krzyknął Fritz i wyciągnął z drugiej kabury rakietnice i oddał strzał w powietrze. Biała flara rozświetliła mrok. Ludzie Wagnera w mgnieniu oka upadli, dając znaki lwicom aby zrobiły to samo. W tym momencie ze szczytu Lwiej Skały na zdezorientowane hieny i ludzi Joschkego padł ogień karabinu maszynowego- tajemnicza skrzynia i jej zawartość dały się wreszcie poznać, Timon i Pumba pomagali jak mogli, donosząc strzelcom Wagnera kolejne taśmy amunicyjne. W tym momencie nastąpił chaos, straszliwa broń maszynowa zbierała śmiercionośne żniwo. Pozostali przy życiu ludzie w czarnych mundurach podnieśli ręce do góry i rzucili broń. Szczyt skały zamilknął a garstka ludzi i żywych hien została otoczona przez lwice i żołnierzy Wagnera. Skaza odrzucił Simbę i stanął obok sturmfuhrera.
- To jeszcze nie koniec Simba! Jeśli myśli że wygrałeś to grubo się mylisz!- ze stoickim spokojem powiedział Skaza.
- To jest już koniec! Nie macie szans, poddajcie się a ocalicie życie, gwarantuję wam- Simba wstał i wyprostował się, zaczął podchodzi do stryja. Skaza zerknął na Joschkego i mrugnął porozumiewawczo.
-Skoro tak, pójdziesz razem z nami, TERAZ!!!!- ryknął Skaza. Joschke rzucił w  kierunku Simby związane kilka granatów, i z bagnetem rzucił się na króla. Wagner w ułamku sekundy podbiegł i rzucił pod nogi Skazie granaty, jednak Joschke wbił w pierś kapitana bagnet po samą rękojeść. Simba potężnym uderzeniem łapy odepchnął oficera na Skazę a sam padł na ziemię obok Wagnera. Gigantyczny huk i błysk przecięły mrok, eksplozja była na tyle ogromna, że w miejscu gdzie przed chwilą ważyły się losy Lwiej Ziemi powstało dymiące zagłębienie, dwaj nieprzejednani wrogowie świata lwów i ludzi przestali zagrażać już komukolwiek na zawsze.
............................
Mimo to po zwycięstwie nikt nie wiwatował. Ciężko rannego Wagnera przeniesiono na Lwią Skałę i ułożono na miękkiej trawie. Zaczynało świtać, resztki dopalających się traw dymiły  tworząc gęste smugi szarego dymu. Kapitan był cały czas przytomny, choć w jego piersi nadal tkwiło złowrogie ostrze. Szaman Rafiki podszedł do leżącego człowieka i spojrzał na niego, chwycił zakrwawioną rękojeść i kiwnął głową.
-Fritz, muszę to zrobić, inaczej nie damy rady cię uratować- małpa spojrzała na oficera.
-Wiem, pomogę ci- po tych słowach złapał jedną ręką rączkę bagnetu i wspólnie z mandrylem wyrwał ostrze z piersi. Rana była bardzo głęboka, żołnierze przynieśli bandaże które częściowo zatamowały krew. Do Fritza podszedł Simba.
-Dziękuję ci za dotrzymanie słowa, jesteś wielkim człowiekiem i naszym dłużnikiem- rzekł Simba.
- Nie wiem co by się stało gdybyś nie zareagował przeciwko Zirze, nawet nie jestem w stanie wyrazić swej wdzięczności- powiedziała Nala która usiadła obok rannego i patrzyła na niego swymi błękitnymi oczami. Również Kovu wspomagany przez Kiarę i Vitani przykuśtykał do oficera i polizał go po policzku.
-Równy z ciebie chłop! Masz odwagę niejednego lwa- stwierdził z lekkim uśmiechem książę.
Fritz uśmiechnął się słabo i gestem poprosił Simbę aby do niego podszedł.
-Simba, chcę ci coś ofiarować, niech to będzie dowód naszej przyjaźni- na te słowa kapitan ściągnął lornetkę ze swej szyi i z dużym wysiłkiem zawiesił ją na szyi króla. Przez moment patrzyli na siebie i zrozumieli wszystko bez słów. Wagner gestem przywołał swoich ludzi.
-Jesteście naprawdę wielcy, jestem dumny że mam takich podkomendnych. Musicie jednak wracać i spróbować dołączyć do reszty naszych oddziałów, dopilnujcie aby tych zwyrodnialców Joschkego spotkał sprawiedliwy los, macie tu także mapę i kompas, za dwa dni traficie do naszych- kapitan podał jednemu z żołnierzy wspomniane przedmioty.
-Panie kapitanie a co z Panem? Nie może pan tu zostać, na pewno damy radę wspólnie wyruszyć- żołnierze Wagnera powiedzieli to chórem. Na te słowa przemówił Rafiki.
-Wasz dowódca musi to zostać, jego jedyną szansą jest pozostanie na miejscu, duch Afryki go uzdrowi już o to zadbam.
Żołnierze porozumiewawczo po sobie popatrzyli. Wyprężyli się przed leżącym człowiekiem i zasalutowali, po czym żegnani przez stado Simby oddalili się w kierunku swych maszyn, przed nimi szło kilku związanych ludzi w czarnych mundurach. Za jakiś czas dał się słyszeć hałas zapalanych silników, by po chwili kolumna pojazdów ruszyła znów na pustynię (rzeczywiście po dwóch dniach dotarli do swych pobratymców, dowództwo uznało Wagnera za zaginionego w boju, co potwierdzali jego ludzie, zupełnie inaczej potraktowano ludzi Joschkego, nie dając im wiary w zapewnienia o gadających lwach i walce wspólnie z hienami, uznano to za wymysły i próbę wytłumaczenia dezercji. Karnie skierowano więc ich na front wschodni, gdzie na śnieżnych połaciach Rosji słuch o nich zaginął).
  Po odjeździe oddziału Wagner stracił przytomność i coraz bardziej bladł, ostatnie iskry życia powoli w nim dogorywały. Rafiki mrucząc coś do siebie i wykonując jakieś gesty nad człowiekiem utrzymywał go przy życiu.
-Potęgo wielkich królów, widzieliście jego dokonania, jeżeli możecie pomóżcie mu- rzekł szaman.
Nagle zawiał silny wiatr, lwy z napiętymi wyrazami pysków wpatrywały się w leżącego człowieka. Wtem, jego ręka bezwładnie osunęła się z piersi. Zdawało się ,że to już koniec. Nagle księżniczka Kiara krzyknęła:
-Spójrzcie, jego dłoń, to niemożliwe!- palce dotychczas bezwładnej dłoni zaczęły miarowo to zginać się to prostować........
..............................
-ALE SUPER! Walka, odwaga i przyjaźń! To opowiadanie było świetne!- mały jasnobrązowy lewek z przejęciem na pyszczku wpatrywał się w opowiadającego.
- Chciałabym przeżyć coś takiego, to straszne doświadczenie, wiem, ale ta historia wciąga- mała, ciemnobrązowa lwica spojrzała na lewka.
-A tam, ty się siostra nie znasz, ja bym walczył do upadłego- lew spojrzał na siostrę.
-A ty się znasz, znalazł się pierwszy bohater- odgryzła się lwica.
-Zaraz zobaczysz!- po tych słowach brat skoczył na siostrę i poczęli udawać walkę, tarmoszenia i podgryzania nie było końca.
-Havo! Lita! Ile razy wam mówiłam żebyście nie męczyli innych swymi zabawami- rzekła surowo lwica, która wyszła z jaskini i spojrzała po lwiątkach.
-Przepraszamy mamo! Ale tak lubimy gdy On opowiada......- lwiątka stanęły przed matką zawstydzone.
-Idźcie już, ojciec was szukał, dzisiaj macie lekcję z polowania- rzekła lwica i łagodnie się uśmiechnęła.
- O masz! Zapomniałem, Lita ,no rusz się!- lewek biegiem ruszył w dół obok kamiennej półki.
- Lecę, założę się że i tak będę lepsza w polowaniu- krzyknęła mała lwica i pobiegła za bratem.
Tymczasem ich matka zbliżyła się do Opowiadającego.
-Chyba Cię nie zamęczały pytaniami co? One są takie ciekawskie- rzekła lwica.
-Nie skądże, bardzo masz fajne te swoje dzieciaki, lubię z nimi przesiadywać, wspominam wtedy dawne czasy- westchnął opowiadający.
-Masz dar przekonywania a one Cię bardzo lubią. O! Idzie mój ojciec, zaraz pewnie sobie porozmawiacie, zostawię was samych- lwica szczerze uśmiechnęła się i powoli ruszyła tropem lwiątek.
Na kraniec skalnej półki przyszedł lew i z uśmiechem usiadł obok Opowiadającego. W milczeniu oglądali, jak ogromne, czerwone słońce powoli zachodzi za horyzontem.
-Jakie to piękne, czyż nie przyjacielu? Ile jeszcze takich zachodów Słońca będzie nam dane oglądać?- zamyślił się lew i spojrzał na swego rozmówcę, postać w wyblakłej, piaskowej bluzie spojrzała na lwa.
-Oby jak najwięcej, zasłużyliśmy sobie na to, poza tym muszę zobaczyć jak twoje wnuki już podrosną. Zapowiadają się na bardzo inteligentne stworzenia, co nie Simba?- człowiek szturchnął lwa w bok. Naraz oboje się roześmiali.
-Co racja to racja, przebiegłe z nich maluchy ale Kiara i Kovu już ich tam ustawią, zapewniam cię,Fritz- stwierdził lew.
Patrzyli nadal za horyzont, Simba sięgnął łapą po przedmiot na szyi i zaczął się wpatrywać w okolice wodopoju.
-O! Wraca Nala wraz z resztą stada, maluchy z rodzicami też tu idą, chyba czas wracać do jaskini, jak myślisz?- zapytał Simba odrywając lornetkę od oczu.
-Idź, ja zaraz przyjdę- stwierdził człowiek którego lew nazwał Fritzem.
-Tak jest, kapitanie Wagner!- lew z uśmiechem wyprężył się po żołniersku.
-Żartowniś, ty naprawdę czasem przeginasz!- kapitan wstał i otrzepał się z kurzu ze śmiechem.
-Inaczej nie byłbym królem Lwiej Ziemi!- rzekł Simba.
-Tak, tak! Już to słyszałem- powiedział Wagner i ruszył razem z lwem. Odwrócił się ostatni raz i z nostalgią spojrzał na ten teren.
-Echhhhh, Afryko! Drugiej takiej nie ma na całym świecie- stwierdził z rozmarzonymi oczami, po czym odwrócił się napięcie i zniknął za królem w mroku jaskini na Lwiej Skale.

                                                                            KONIEC


100pxnaramiennikkapitan.png


Kapitan.....i wszystko jasne. Pamiętajcie, wszyscy jesteśmy żołnierzami!!!

Offline

Zalogowani użytkownicy przeglądający ten wątek: 0, goście: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB
Modified by Visman