Nie jesteś zalogowany na forum.
*Spojrzał się na nowo przybyłego.*
"Wszyscy jesteśmy złączeni w wielkim kręgu życia" - Jego Wysokość Król Mufasa
Offline
*NO NIE ON WSZĘDZIE ZA MNĄ PRZYLEZIE pomyślał*
Offline
*Widząc, że towarzystwo zaczęło się powoli rozchodzić, pomyślał, że on też sobie pójdzie. Więc wstał i wyszedł.*
//zt -> Magiczny Las//
"Wszyscy jesteśmy złączeni w wielkim kręgu życia" - Jego Wysokość Król Mufasa
Offline
*Lwiątko też wyszło z klubu.*
Offline
*Goldi z wyraźną radością weszła do Klubu. Na główce miała wianek upleciony ze stokrotek. Podeszła do jednego ze stolików, a potem przy nim usiadła.*
Offline
//Chyba można zrobić mały reset tematu//
*Wrócił do klubu po odbyciu zaległego urlopu. Klub wyglądał jakby nikt tu nie sprzątał od miesięcy.* No tak... Mnie nie ma to nikomu się tyłka nie chciało ruszyć. *Zaniósł tylko walizki do swojego pokoju i wziął się za sprzątanie podłogi i mebli. Po raczej dłuższej walce z brudem w końcu w klubie było czysto. Zrobił sobie herbaty i wziął się za uporządkowanie naczyń i butelek*
Offline
*Do klubu wszedł barczysty lew o ciemnobrązowym umaszczeniu i gęstej niemalże czarnej grzywie. Jednak jego grzywa wcale nie była czarna, pod światłem okazało się, że jest ciemnoczerwona, ale jest tak ciemna jakby była czarna. Rozejrzał się po pomieszczeniu i zauważył jakiegoś lwa za barem. podszedł do niego i spytał:*
-Co dziś takie pustki?
*Wielki lew mówił tubalnym głosem.*
Offline
*Odwrócił się od naczyń i zdziwiony spojrzał na nieznajomą postać* O ludzie, klient przyszedł! Coś nieprawdopodobnego! *Szybko złapał notes i podszedł do lwa* Dobry wieczór. Czy mogę przyjąć pańskie zamówienie? *Powiedział bardzo oficjalnym tonem*
Offline
- Koleś, coś Ty taki sztywny jak w czterogwiazdkowej restauracji? Dawaj mi tu na barze dobre whiskey, tylko ma być naprawdę dobre!
*Zwrócił się donośnym tonem do obsługującego go lwa. Po chwili dodał:*
-Coś ruchu tutaj nie macie, no nie?
Offline
Łoooo trafił się nam prawdziwy koneser. To whisky ma dobrze smakować czy kopać w łeb? *Poszedł za bar i zaczął grzebać w butelkach z trunkami*
Offline
-Ma dobrze smakować i kopać w łeb. Dawno nie piłem czegoś dobrego. Zawsze trafiają mi się trunki przypominające mocz... Ehh. Nawet nie mam z kim się napić. Dobrze, że jest tutaj takie miejsce i z Tobą mogę też pogadać.
*Odpowiedział na pytanie duży lew.*
Offline
No dobra. Nasz klient, nasz pan. *Wychylił się zza lady. W łapie trzymał butelkę z trupią czaszką* Ale jak padniesz mi tu, to nie będę holować do domu czy gdzie indziej.
Offline
-Łohoho, co to za trunek? Wygląda na ekstremalnie mocny. Daj, spróbuję i ocenię. A tak w ogóle, ty jesteś tutaj szefem?
*Kontynuował swoją gadkę gość klubu.*
Offline
Nie, mój brat. A to coś jest nie wiem skąd, ale każdy kto tego spróbował nie ustał na nogach. *Podał gościowi kieliszek i nalał do niego brązowego trunku*
Offline
-Dobra, przekonam się, czy jestem bohaterem i po wypiciu tego będę stał na nogach.
*Powiedział i upił łyk. Poczuł palenie w gardle i ciepło rozpływające się po jego organizmie. W głowie mu się zakręciło, ale to wszystko trwało tylko chwilę. Potem czuł się normalnie i sprawdził swoją stabilność. Stwierdził, że nie chwieje się i nie ma objawów mocnego upojenia.
-Kurka, mocne, ale trzymam się. Lej jeszcze. Byli tacy, co odwalili kitę po wypiciu tego?
Offline
*Położył całą butelkę przed lwem* Wszyscy padali jak muchy po paru głębszych. Więc radziłbym trochę przystopować z tym cudem natury.
Offline
-Czyli, wszyscy zdychali na śmierć?
*Gość był trochę w szoku.*
-Dobra będę ostrożny. Jak w ogóle się zwiesz?
*Powiedział i wypił dwa kieliszki, po których mocniej mu w głowie się zakręciło, a pomimo tego nie chwiał się i czuł się dobrze.*
Offline
Pozdychali na dwa albo trzy dni. Ale potem wstali z Saharą w gardle. *Wziął szmatę i zaczął przecierać blat* Nazywam się Maru.
Offline
-Drake. Miło poznać. Lubisz wypić czasem? A gdzie twój brat?
*Zagadnął.*
Offline
Lubię i nie wiem. Teoretycznie miał być tu za barem, ale z bałaganu jaki tu był sądzę, że wcale go nie było. Zresztą nic nowego, bo ja tu sam robię od dłuższego czasu.
Offline
-Dlaczego nie ma tutaj ruchu? Były tutaj kiedyś jakieś akcje, bójki? Polej mi jeszcze. Dawno się nie zalałem w trupa, a mam mocną głowę, więc trochę to trwa... Kiedyś często bywałem w takich miejscach...
*Powiedział poprawiając się i opierając głowę o łapę. *
Offline
Tu się już działo wszystko co możliwe. Może to i dobrze, że nie ma aż takiego ruchu tu. Zresztą w końcu przyjdzie tu jakaś większa grupa. Zawsze tak było. *Nalał kolejny kieliszek lwu*
Offline
-Nie dziwi Cię moja wytrzymałość na alkohol. Zawsze tym zaskakuję innych. Dlaczego założyliście ten klub?
*Spytał, a po chwili znudzony zaczął się przechadzać po klubie. Zauważył zdjęcia z imprez na ścianie budynku. Na jednym z nich zauważył piękną lwicę tańczącą na środku parkietu. Wyglądała znajomo, a po dogłębnym spojrzeniu się na nią, poczuł silne ukłucie w sercu. Westchnął głośno i smutno. Mina mu zrzedła. Przysiadł się z powrotem do baru i zaczął pić swój trunek z butelki. Chciał zapić ten ból.
Offline
Nie pamiętam, zbyt odległe czasy. Tylko mi się tu nie zapij do nieprzytomności. *Wrócił do zmywania naczyń*
Offline
-Czasem mam ochotę odurzyć się i nic nie czuć, pamiętać. Kiedyś piłem bardzo często i dużo, ale od dawna tak nie robię.
*Drake był już trochę wcięty i w takim stanie zazwyczaj gadał co mu na język ślina przyniosła.
-Kiedy tutaj była ostatnia impreza?
*Spytał Maru.*
Offline
Ostatnia impreza była ze cztery miesiące temu. Ale za to była całkiem niezła. *Zachichotał lekko przypominając sobie to i owo*
Offline
*W drzwiach pojawiła się postać i smętnie powlokła się do stolika w kącie. Tego ulubionego, w cieniu, najdalej od środka. Usiadł i powoli się rozejrzał za znajomymi twarzami. Nikogo, oprócz dwóch istot przy barze. Liczył, że znajdzie tutaj kogoś, z kim mógłby porozmawiać i zyskać trochę sił do życia.*
Offline
*Odwrócił się do sali i zauważył nową postać w kącie. Od razu rozpoznał starego znajomego* Luv chodź tutaj. Dzisiaj nikogo nie ma i nie musisz się chować po kątach.
Offline
*Drake nudził się, nie miał komu się wygadać. Po alkoholu zawsze musiał mieć powiernika do zwierzeń. Usłyszał jak ktoś wszedł. Rozejrzał się po pomieszczeniu i zobaczył w ciemnym zakamarku jakiegoś osobnika. Podszedł do tego stolika z butelką whisky.
-Siema Szefie. Wypijesz ze mną kilka kolejek? Drake jestem.
*Przywitał się z bladym uśmiechem.*
Offline
Maru, nie chowam się. *powiedział w momencie, kiedy przy stoliku pojawił się pewien jegomość* Nie jestem szefem, nie mam ochoty na mocne trunki a nazywam się Lauva Tai. Akurat chciałem podejść do baru, może tam wrócisz i posiedzimy we trzech?
Offline