Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
Dość specyficzny mikroklimat - góry o wysokości pozwalającej na utrzymanie się śniegu. U podnóża dość strome, na szczytach są niemal zupełnie płaskie. Ich wierzchołki, połączone mocnymi lodowymi mostami, są pokryte ośnieżonymi pagórkami, zaspami oraz taflami lodu, zarówno płaskimi, jak i na zboczach pagórków. Czuć chłód, jednak nie jest on dotkliwy, stanowi raczej przyjemną odmianą dla zwyczajnych warunków na sawannie.
Rośnie tu nie wiele drzew, zaś te które tu egzystują, mają dziwne szpilkowate liście. Jak głoszą legendy, ten gatunek żyje tu od czasów, kiedy w całej okolicy panował podobny klimat. Można tu spotkać zwierzęta nie podobne do tych z reszty Lwiej Ziemi, a śnieżne zaspy kryją różne niespodzianki.
Dodane później: 42 min 46 s:
* Już od dość dawna zachęcały go białe połacie na tych szczytach. Chciał się tu wybrać dość dawno, ale z różnych przyczyn udało się to mu dopiero dziś. Droga, chociaż na począdku wydawała się niezbyt przyjemna, okazała się byś całkiem przyjemną trasą.
Rozejżał się po rozpościerającym się przed nim płaskowyżu. Nie było tu nikogo, a śnieg lekko prószył, dając w połączeniu z krajobrazem wspaniały efekt.*
- No cóż, chętnie ponapawam się tą chwilą samotności, ale mam szczerą nadzieję, że wkrótce ktoś się zjawi. - pomyślał ciesząc się widokiem.
Offline
Online
*Usłyszał sapanie, połączone z niewyraźnym narzekaniem, ewidentnie ktoś się zbliżał. Ciekawe czemu tak narzekał, chyba musiał trafić na jedną z najgorszych możliwych dróg. Głos był jeszcze w dość dużej odległości, zniekształcony przez elementy terenu. Wycofał się jednak i zniknął za najbliższym pagórkiem. *
Cóż nie spodziewałem się tak szybkiego przybycia kogokolwiek. Ciekawe kogoż to od nas przyniosło?
*Gdy uznał już, że nowo przybyły/ła/li nie zobaczy go na razie z drogi, przystanął, i zaczął toczyć łapą kulki ze śniegu... *
Offline
Online
*Dźwięki wyraźnie się przybliżyły. Ktokolwiek to był zaraz wyłoni się zza krawędzi. Wziął więc jedną ze śnieżnych kul, zważył ją w łapie, zamierzył się... *
Offline
... i w sumie byłby rzucił. A jednak do tego nie doszło... Dlaczego?
Cóż, dobre pytanie. Niestety, retrospekcja urywała się w tym miejscu jak odcięta pazurem, a rozwiązanie tej zagadki kryło się za zasłoną mgły, której mimo swoich usilnych starań nie potrafił przeniknąć. Podobnie jak żadną miarą nie był sobie w stanie przypomnieć, jak skończyła się cała ta historia...
Oczywiście nie było w tym nic dziwnego - wszak nie od dziś wiadomo, że nowsze wspomnienia spychają dawniejsze w głąb pamięci, w szczególności jeśli towarzyszące im wydarzenia były o wiele bardziej intensywne. To zaś w jego wypadku nie ulegało wątpliwości - wystarczyło wszak spojrzeć na kilka najbardziej aktualnych spraw - zatruty Wodopój, wizyta gości z Oazy, pacjent z amnezją i ten jego dziwny ptasi duch, a do mające miejsce tak w sumie w międzyczasie rozmowy "dyplomatyczne" z jakże ujmującymi czerwonymi sąsiadami... Nie wspominając przy tym oczywiście o obowiązkach płynących z pełnionej funkcji i kilku innych, dodatkowych kwestiach. Samo to wystarczyło, by nie pamiętał co jadł wczoraj na obiad (i faktycznie tak było - z drugiej strony nie zaprzątał sobie głowy kwestiami o charakterze gastronomicznym od grubo ponad roku, więc nie był to żaden argument), a co dopiero wydarzeń które z powodzeniem mogły należeć do poprzedniego życia.
Jeśli zaś wziąć pod uwagę wszystko co miało miejsce od czasu wielkiej powodzi, tudzież to, co miało miejsce jeszcze wcześniej... cóż, dziwne było że w ogóle pamiętał cokolwiek ze swej ostatniej bytności w tej okolicy. Gdzie tam dziwne - wszak było to sprzeczne z dowolnie szeroko pojmowanym rachunkiem prawdopodobieństwa, tym samym zakładając na cud. Co prawda taki nie duży, ale zawsze - dzięki więc niechaj będą Przodkom.
Wracając zaś do teraźniejszości... patrząc na pokryte śniegiem zbocza miał wrażenie, że faktycznie wkroczył w jakiś inny, nie do końca chyba nawet równoległy wszechświat. I nie chodziło tu jedynie o, jakże odmienny od otaczającej Lwią Skałę sawanny, wszechobecnych, biały puch (choć to również miało swoje znaczenie). Jednak dalce istotniejsze było co innego - ten zakątek znajdował się poza zasięgiem aktualnych wydarzeń. Tu nie mógł dosięgnąć go ani Wódz ze swoją drużyną fanatyków, ani wisząca w powietrzu wojna ze Szkarłatnymi, ani nawet zawiłości Lwioziemskiej władzy... W tym miejscu mógł się wreszcie od nich oderwać i złapać chwilę wytchnienia i po prostu pobyć sobie przez moment zwykłym, może trochę niedogrzywionym lwem, który nie jest uwikłany w przeróżne, powiązane ze sobą, albo i nie, wątki. Co więcej, dzięki niezwykłym własnością tego miejcs nie musiał obawiać się że ominie go któraś z, mniej lub bardziej istotnych, spraw bieżących.
Jedyne, co nie pozwalało mu na nazwanie tegoż stanu rzeczy idealnym, to brak towarzystwa. Najlepiej tego konkretnego, w barwach wpasowujących się we wszechobecną biel, z delikatnym cętkowaniem na futrze...
Jednakowoż, na takowe, czy w sumie jakiekolwiek inne towarzystwo nie było co liczyć - w końcu, jak to życie niejednokrotnie wykazywało, wszystkiego mieć nie można.
Ostatnio edytowany przez Athastan (30.07.2020 00:09)
Offline
Strony: 1