Nie jesteś zalogowany na forum.
*Wpisała posłusznie hasło*
- Nie działa. Och, kiedy ma się takie wielkie paluchy... to wszystko wcale nie jest takie proste! *jęknęła. Podjęła kolejną próbę - ta na szczęście zakończyła się powodzeniem*
- Whisky. Chyba zrobisz ze mnie alkoholika *rzuciła żartobliwie spoglądając na wino. No, cóż. Mieszanie niekoniecznie dobrze się kończy, mwahah*
- Spijesz mnie.
Offline
*Spojrzał na łóżko stojące obok* No to co? Daleko nie mamy do łoża. *Zaśmiał się, otworzył i nalał płynu do kieliszka lwicy, a potem sobie* A nawet jak się spijemy to co? Jest wyjątkowa okazja do tego. *Pocałował jej policzek*
Offline
*Czarnoskóry lew siedział sam przy barze rozmyślając... Nad słowami Cami.*
Offline
*Spojrzała na narzeczonego nieufnie, po raz kolejny. Wchodziło jej z wolna w nawyk*
- Fakt, nie musiałbyś się siłować i targać mnie nie wiadomo, jak daleko.
Offline
No oczywiście. Pij, a nie gadasz po próżnicy. Za naszą przyszłość! *Stuknął się kieliszkiem z lwicą i wziął łyka trunku. Gdy już wypił całą zawartość z trudem wydmuchał powietrze i tylko cicho wyszeptał* Ale mocne. Normalnie płynny ogień.
Offline
*Czarnoskóry lew nadal siedział przy barze pijąc sok miętowy.*
Ostatnio edytowany przez Wathara (2014-05-02 19:55)
Offline
*Nadal siedziała przy stoliku, w kącie, samotnie. Rozglądnęła się. Skuliła się na stołku, po czym ponownie zaburczało jej w brzuchu. Zaczęła kaszleć, coraz to głośniej. Kaszlała tak 20 sekund. Następnie kichnęła. Nie czuła się najlepiej. Najdziwniejsze było to, że już nie burczało jej w brzuchu - nie była głodna. Była osłabiona. Powoli położyła przednie łapy na stoliku.*
Offline
*Słysząc, że lwica kaszle i widząc, że się skuliła, podszedł do niej i zapytał się.* - Czy wszystko w porządku?
"Wszyscy jesteśmy złączeni w wielkim kręgu życia" - Jego Wysokość Król Mufasa
Offline
- Nie... Nie czuję się najlepiej...
*Ponownie zakaszlała i popatrzyła na lwa.*
Offline
- Próbujesz mnie przestraszyć? Ostrzegasz czy może raczej rzucasz wyzwanie? *spytała, mierząc lwa nieco gniewnym spojrzeniem. Wszystko oczywiście w dobrym smaku; w żarcie. Następnie opróżniła duszkiem zawartość kieliszka, rozglądając dookoła. Szybko chwyciła kawałek pieczeni i zagryzła*
- Całkiem, całkiem *powiedziała, oczywiście z pełnym pyszczkiem*
Offline
*Sam popił wodą by alkohol nie przepalił mu gardła* Niech będzie, że to wyzwanie. Zobaczymy kto ma mocniejszą głowę. *Uśmiechnął się cwaniacko do lwicy* To co? Jeszcze po jednym, droga księżniczko? *Podszedł do lwicy i pocałował jej policzek. Po chwili wyszeptał jej do ucha* A może tchórzysz? *Musnął płatek jej ucha swoimi wargami*
Offline
- Obawiam się, że przegram *rzuciła z pełną rezygnacją, bezradnie rozkładając przy tym łapy*
- Ale jeszcze jeden, jak najbardziej *dodała, lekko drapiąc go za jednym z uszek*
Offline
*Tylko zachichotał* I o to właśnie chodzi. *Nalał lwicy trunku do kieliszka, a potem sobie* To teraz Twój toast.
Offline
- Mój... *Oho. Mamy klopot. Nie miała pomysłu, za co mogłaby go wnieść. Na ogół userka w takich sytuacjach posługuje się cytatem z pewnego filmu, włożywszy słowa Will'a Smith'a w usta postaci. Teraz zatem mamy test kreatywności. Szybko, bo Fortepiany!*
- Więc chciałabym wznieść toast za tę chwilę. Bieżący moment, spędzany u boku wspaniałej osoby oraz za to, by i w przyszłości chwil podobnych pojawiło się jak najwięcej.
*Kreatywność chyba jednak wysiadła - wraz z żołądkiem użyszkodniczki...*
Offline
Bardzo ładny toast skarbeńku, *Pogłaskał jej włosy, po czym znowu stuknął się kieliszkiem z lwicą i wypił zawartość. Znowu miał drobny problem ze złapaniem oddechu, więc popił wodą* Dobra, mnie już wystarczy.
Offline
*Wypiła duszkiem i zagryzła uszkami, wyłowionymi z barszczu. Bo kto jej zabroni?*
- Masz rację, wystarczy. Żadną przyjemnością jest słaniać się na łapach.
Offline
I właśnie dlatego Cię pokochałem. *Przysunął pyszczek bliżej* Widać, że Camilcia używa tego co ma pomiędzy uszami. *Pocałował jej wargi* To co? Myjemy się i spanko?
Offline
- Używam grzywki, ojj, bardzo często! *rzuciła łagodnie, uśmiechając się niczym jaka potłuczona*
- Zamawiam prysznic jako pierwsza! *zawołała, wysoko unosząc łapę*
Offline
No dobrze. *Pogłaskał główkę lwicy jakby była małym lwiątkiem* Idź. Tylko uważaj, żeby się nie poślizgnąć.
Offline
*Mentalnie Cami była małym lwiątkiem. Co więcej: pewnie zbyt szybko się to nie zmieni. Wzięła zatem ręcznik, szczoteczkę i jakieś tam przybory higieniczne, po czym zniknęła w łazience, trzaskając drzwiami. Niespecjalnie, ale... łapy miała zajęte, więc nawet zamknięcie drzwi okazało się nie lada wyzwaniem. Wskoczyła do kabiny i zaczęła się pluskać. Pamiętając, że niedaleko jest Maru, nie ośmieliła się na dzikie ryki - które, dziwnym trafem, zwykła czasami zwać śpiewem*
Offline
*W międzyczasie posprzątał talerze ze stołu, wyrzucił resztki jedzenia i umył wszystkie naczynia. Żeby trochę wytrzeźwieć ochlapał twarz zimną wodą* Od razu lepiej.
Offline
*Wypełzła, ubrana z słodziutką, jasnofioletową piżamkę z wielkim łbem hieny na przedzie. Uśmiechnęła się lekko*
- Uwielbiam gorące prysznice, więc ostrzegam! Zaparowało.
Offline
*Spojrzał na lwicę. Od stóp do głowy* Jaka śliczna pizamka. *Uśmiechnął się* To ja idę się myć a potem się... to znaczy pośpimy sobie. *Zabrał ręcznik i jakiś szampon i poszedł do łazienki*
Offline
*Kiedy był w łazience, 'osłabiona' alkoholem Camiś zasnęła, zwinięta w kłębek pod kołderką. Chrapała przy tym tak głośno, iż dziw, że ściany się nie zatrzęsły za którymś tam razem*
Offline
*Jakoś się umył. Wyszedł z łazienki w samych bokserkach* Hej Camiś... A śpi... *Poszedł do drzwi i upewnił się, że są zamknięte. Zgasił lampkę i wszedł pod kołdrę mocno wtulając się w lwicę i jeszcze przy okazji pocałował jej policzek i pogłaskał jej brzuszek*
Offline
*Czarnoskóry lew pił swój sok z miętą i słuchał co wokół niego się dzieje.*
Offline
*Wathara weszła do klubu. Usiadła przy jednym ze stolików, po czym zaczęła się rozglądać.*
Offline
*Ujrzał smoczycę wchodzącą do klubu.*
"Wszyscy jesteśmy złączeni w wielkim kręgu życia" - Jego Wysokość Król Mufasa
Offline
*Czarnoskóry lew usłyszał, że ktoś wchodzi do klubu, więc odwrócił łeb w stronę wchodzącej osoby i zobaczył smoczycę. Dla siebie już znaną.*
Offline
*Jak to na niego przystało, powoli kroczył wybrukowanym chodnikiem prowadzącym do klubu. Był to zakątek bardzo dobrze mu znany, w dodatku piękny, wiążący się ze wspaniałymi wspomnieniami. Widząc drzwi do owego budynku, zatrzymał się i przysiadł na ławce zaraz obok. Wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął bawić się breloczkiem zawieszonym na niedużym sznurku, oczekując przybycia pewnej osoby*
Offline