Nie jesteś zalogowany na forum.
Yyy... czekam na nowe dostawy z Cejlonu. *zniknął z ścianą i włączył wreszcie czajnik*
Offline
- Martuś, jak według Ciebie powinna wyglądać dobra, Halloweenowa impreza?
Offline
*wyszedł z kuchni z filiżanką gorącej herbaty oraz kufel grzanego piwka. Podszedł do stolika i położył napoje na blacie* oo.. Martuś, nie zauważyłem Cię... Wybacz, napijesz się czego?
Offline
*Saph wpatrzyła się w wiejący wiatr za oknem. Była tak wpatrzona, że nie widziała nic, co się dzieje dookoła.*
Offline
Saphiro? Ejjj.. Saph *szturchnął ją lekko machając przed oczami by ta się ocknęła* Wiatru też się boicie?
Offline
Tak... *Szepnęła Saph zawstydzona.*
Offline
Musicie być bardzo młodą rasą, że się boicie aż trzech żywiołów. Ale nie martw się. *pocieszył ją Nal* Mogę Cię nauczyć się oswajać z każdym z nich.
Offline
*siorbie swoją herbatkę i przysłuchuje się rozmowie obecnych*
Ostatnio edytowany przez Fantlk (2013-10-10 17:42)
Offline
Dziękuję Ci, tylko proszę o niezbliżanie się do lawy. Naszą rasę od niedawna prześladuje pech, jak zbliżymy się do lawy, to ona jakby ożywa i nas zabija... *Powiedziała ze smutkiem i strachem w oczach.*
//"Niezbliżanie" piszemy łącznie. ~Fantlk//
Ostatnio edytowany przez Fantlk (2013-10-10 17:43)
Offline
Akurat ogień to żywioł, z którym sobie najlepiej radzę. Ale bez obaw, do lawy się nie zbliżymy.
Offline
- Nal? Lawa? Żywioły? O co chodzi? *wybełkotała*
Ostatnio edytowany przez Madame (1970-01-01 01:00)
Offline
Dobrze... *Uśmiechnęła się trochę.*
Offline
Cóż, Saph należy do rasy kotosmoków, których dawniej dosiadywali Jeźdźcy, ci sami, którzy byli znani z wielkich czynów na grzbietach smoków. Jednak kotosmoki, w porównaniu z ich większymi kuzynami, nie są odporne na lawę wulkaniczną, ich skrzydła się rozpuszczają pod wpływem ciepła. Jeźdźcy tego nie wiedzieli i gdy tylko przelatywali nad wulkanem, spadali w krater i ginęli w lawie. *wyjaśnił swojej lwicy w miarę dokładnie*
Offline
- To wiele tłumaczy. * stwierdziła zadowolonym tonem *
Offline
*Saphira posmutniała. Nie wiedziała już, co robić.*
Offline
Saphiro, co się dzieje? *zmartwił go jej smutny wyraz twarzy* Coś źle powiedziałem?
Offline
Nie, wszystko w porządku... *Powiedziała chowając znów ogon pod krzesło.*
Offline
*Przysłuchiwała się rozmowie, zupełnie zapominając o pytaniach taty i mamy. Jednak nie na długo.*
- Hm? Co? Impreza? Halloween? Herbatka?
Offline
*Samochód Mara został dostarczony w stanie niemalże idealnym na parking przed klubem - bo zdaje się, iż jakiś tutaj był? Camille zgodnie z obietnicą jechała ostrożnie, niemniej tak sobie ukochała pojazd swego kocura, iż pojechała dłuższą drogą po to jedynie, aby 'wstąpić' na autostradę. Jakiś gostek coś tam darł się przez szybę, że baby to do garów, a nie za kierownicę, zatem co się dziwić, iż ciemnogrzywa z lekko się podirytowała, wyprzedziła owego buca, zostawiając daleko w tyle. Zdjęcie z fotoradaru... cóż, będzie przynajmniej jakaś pamiątką!*
- I co? Nie było chyba tak źle? *spytała z uśmiechem lwa, odpinając pas, gasząc światła, silnik, etc. Ręczny też zaciągnęła, żeby nie było*
Offline
*podrapał się po głowie* Nie było tak źle. Nie dachowaliśmy, nie wbiliśmy się komuś w samochód czy dom. Samochód jest cały, a my jesteśmy na miejscu. *wysiadł i spojrzał jak bryka stoi na parkingu* Ale parkowanie to lepiej zostaw mi. Miejsca są prostopadle do drogi, a Ty stanęłaś równolegle i zajęłaś trzy miejsca parkingowe.
Offline
*Wysiadła, głośno trzaskając drzwiami*
- Ślepy pan? Znaków nie widzisz? Te linie to widocznie ptasie odchody. Ale jak takiś super heros, to poszukaj sobie równie idealnej baby. *Rzuca mu kluczyki, wygrzebuje bilety z torby*
- I z nią sobie jedź na te głupie wyspy! *Wpycha w łapę bilety, po czym z hukiem wchodzi do klubu, siada przy barze*
Offline
*nie wiedząc co zrobić, stoi jak kołek na parkingu trzymając w łapie kluczyki i bilety*
Offline
*Niczym się nie przejmując, włazi za ladę, chwyta jakąś butelkę wódki i sok pomarańczowy, bierze sobie kieliszek i szklaneczkę, siada z powrotem na stołku. Jest zdenerwowana, zatem trzęsie jej się łapa, na skutek czego o mało nie rozlewa alkoholu po blacie*
- Cholera jasna z tymi facetami *mruczy pod nosem*
Offline
*wsiadł do samochodu, przekręcił kluczyk w stacyjce, ruszył z piskiem opon i przywalił w drzewo po drugiej stronie ulicy, prędkość nie była jakaś mega duża ale wystarczyło, żeby wyleciały szyby, a roślinka wbiła się w maskę, wysiadł nawet nie zamykając drzwi za sobą, rzucił kluczyki w trawę i ruszył w stronę klubu*
Offline
*Słysząc huk, podeszła do szyby. Odczuwała wielkie poddenerwowanie, związane ze stanem Maru, jednak postanowiła nie biec do niego, bo jeszcze jej zarzuci, iż jest zbyt natrętna. Z nimi nigdy nic nie wiadomo! Kiedy zaś zauważyła, iż ten jakby nigdy nic wysiadł z samochodu (tudzież tego, co z niego pozostało), wróciła na swoje miejsce, opróżniając kieliszek. Była tak zła i podirytowana, iż nawet nie odczuła, jakoby alkohol palił ją w przełyku czy coś. Jak stary, rasowy alkoholik...*
- Jasne, zaraz powie, że i to była moja wina *rzuciła półszeptem pod nosem, zaciskając łapy w pięści*
Offline
*wszedł do klubu, trzasnął drzwiami i poszedł zza bar, wziął trzy butelki whisky i poszedł do swojego pokoju*
Offline
- Jasne, najlepiej się spić, zamiast wyjaśnić czy porozmawiać. *mruknęła chłodno pod nosem, po czym sama chwyciła butelkę i wzięła solidny łyk, który zaraz szybko popiła sokiem*
Ostatnio edytowany przez Camille (2013-10-11 11:55)
Offline
*wziął jedną butelkę i wypił całość z gwinta na hejnał, pozostałe dwie butelki rozwalił na ścianie, trzecią pustą zresztą też, wyszedł z pokoju wszedł do głównej sali, stanął w przejściu i tylko patrzył się na Cami*
Offline
*Czuła na sobie jego spojrzenie, jednakże nie zamierzała w żaden sposób zareagować. Wódka wcale jej nie smakowała, co zdaje się być jeno dobrym sygnałem, wsunęła ją zatem do torby, na blacie zostawiając banknot, albowiem kradzieżą się brzydziła. Chwyciła jakiś skrawek papieru, na którym napisała, za co to zapłata i dodała, że przeprasza, po czym - jakby nigdy nic - minęła samca i wyszła z klubu. Musiała odsapnąć, nabrać powietrza, ochłonąć. Wzięła głęboki wdech, po czym odeszła dość energicznym krokiem*
//zt//
Offline
*nic nie zrobił, gdy lwica go mijała, kiedy był już sam usiadł na krześle, schował twarz w łapach i zaczął łkać*
Offline